Pierwszego
poranka w Hawanie wyruszyłam na poszukiwanie pożywienia.
Przechadzałam się ciasnymi uliczkami, zerkałam na obdrapane
kamienice i wypatrywałam budek z jedzeniem bądź restauracyjek.
Ostatecznie weszłam do bardzo małej knajpki z sześcioma krzesłami
ustawionymi pod ścianami.
Para Kubańczyków jadła ryż z fasolą,
a barmanka w chustce na głowie podśpiewywała
pod nosem. Gdzieś na ścianie zawieszony był krzyż, z kuchni
dochodziły rozmowy kucharek. Menu wypisano flamastrem na
plastikowej kartce. Wybrałam kanapkę z czymś w rodzaju omletu z
serem i gazowany napój limonkowy. Po kilkunastu minutach oczekiwania
na stół wjechało moje danie. Z białej pszennej bułki wystawała
masa jajeczna.
Nieco później, w okolicach kościoła, przyszedł czas na
drożdżowy placek - à
la pizza - z serem i papryką.
Na koniec lody
kokosowe za ok. 80 groszy. To były moje pierwsze doświadczenia
jeśli chodzi o kubańską kuchnię. Na początku była radość i
ekscytacja, że udało się kupić coś sycącego za 20
CUP (ok. 3,50 zł). Jednak z czasem przyszło znudzenie i refleksja,
że Kuba fast foodem stoi!
Na
Kubie istnieją trzy sposoby żywienia różniące się ceną.
Casa
Najdrożej
zjemy w casach u gospodarzy. Ceny śniadań i kolacji są z góry
ustalone i jednakowe na całej wyspie. Śniadanie to koszt 5 CUC,
a kolacja - 10 CUC. Na poranny posiłek zwykle podaje się owoce,
jajka, soki, dżem, kawę, bułki natomiast wieczorem dostaniemy
mięso (wieprzowina, kurczak), ryż, warzywa. Szczerze powiedziawszy
nie korzystałam z wyżywienia w casach, gdyż jak dla mnie było to
stosunkowo drogo.
Restauracja,
knajpka, bar
W
każdym kubańskim mieście znalazłam całe mnóstwo przeróżnych
restauracji, barów, lokali serwujących jedzenia. Jedne były
nastawione typowo na turystów (drogo, elegancko) w innych jedli
miejscowi (tanio, hałaśliwie). Muszę przyznać, że w Hawanie
wybrałam się do jednego z tych gustownych lokali. Mój wybór padł
na restaurację czterogwiazdkowego hotelu Inglaterra zlokalizowanego w
centrum miasta przy Paseo del Prado. Obiekt działa od grudnia 1875
roku i robił naprawdę duże wrażenie. Biała neoklasyczna fasada z
małymi balkonami i pilastrami zwracała uwagę i zachęcała do wejścia.
Samo wnętrze również zachwycało. Złote elementy doskonale
komponowały się z zieloną dekoracją. Dodatkowo wytworności
dodawały kolumny oraz bogate zdobienia.
Zamówiłam ogon homara - raz
można zaszaleć☺- za 20 CUC. Danie było dobre, ale nie oszołomiło
moich kubków smakowych.
Po takiej kolacji udałam się na drinka do
restauracyjnego ogródka. Jak przyjemnie
było popijać mohito przy ręcznie malowanym stoliku i dźwiękach
bębnów oraz kontrabasu. To było doskonałe ukoronowanie wieczoru!
Jedzenie
z okienka
Tam,
gdzie jedli Kubańczycy było oczyścicie najtaniej. No właśnie
jakie są ich preferencje żywieniowe? Mieszkańcy Kuby jedzą bardzo
dużo mięsa, głównie wieprzowiny i drobiu. W każdym daniu
znajdował się pokaźny kawałek mięsa. Do tego biały ryż z
czarną fasolą bądź juka oraz smażone na głębokim tłuszczu
banany. Najbardziej mnie zadziwiło, że Kubańczycy raczej stronią
od warzyw. W kanapkach nie było ich wcale, a za całą surówkę
zwykle służył kawałek pomidora czy ogórka.
Najciekawszym
doświadczeniem było kupowanie jedzenia z okienka. O co chodziło?
Otóż, kiedy okno w kubańskim domu wychodziło na ulicę mieszkańcy
zakładali swoją małą gastronomię, wywieszali menu i zaczynali
sprzedaż. Zwykle gotowała pani domu, a obsługą gości trudnił
się ktoś inny.
Jak dla mnie to całkiem ciekawa forma zarobkowa.
Jeśli ktoś całe dnie spędza w domu, dlaczego tego mnie
wykorzystać.
Co można było kupić w takim miejscu? Zwykle
były to pizze, hamburgery, kanapki i lody. Kubańska wersja pizzy to
dość grube drożdżowe ciasto z małą ilością sosu pomidorowego,
dużą garścią żółtego sera oraz mnóstwem soli. Właściwie dla
Kubańczyków istnieją dwa rodzaje pizzy: z serem i szynką, bez
warzyw. Kanapki i hamburgery powstawały na bazie
zwykłych pszennych bułek. A co w środku? Kawałem mięsa, parówka
bądź ser.
W Cienfuegos trafiłam na kanapkę o nazwie minuta - i to było naprawdę coś pysznego! W bułce zamknięte były dwie
małe rybki usmażone w panierce. Do tego trochę soku z limonki oraz
pikantnej salsy i można rozkoszować się pysznym śniadaniem na
nadmorskiej promenadzie.
Po kilku dniach miałam już serdecznie dość
wszechobecnej pseudo pizzy i przesolonych kanapek. Jaka była moja
radość, kiedy pewnego razu, już późnym wieczorem, trafiłam do
małego lokalu serwującego dania obiadowe. Nie wiedząc do końca co
wybieram wskazałam jedną pozycję w menu. Po kilkunastu minutach
dostałam ogromny talerz z drobiowym kotletem, ryżem i odrobiną
kapusty. Do tego pyszny, mleczny koktajl z gujawy i byłam w siódmym
niebie. Natomiast innym razem już w Trinidadzie żądna porcji
warzyw zamówiłam pizzę wegetariańską. Co dostałam? Pizzę z
kapustą pekińską! Kulinarna fantazja Kubańczyków nie zna granic.
Warzywa
i owoce były naprawdę łatwo dostępne, więc nie rozumiem dlaczego
Kubańczycy spożywali ich tak mało. Słodkie,
małe banany, pomidory, intensywnie różowe w środku gujawy można
było kupić na bazarach bądź od obwoźnych sprzedawców.
Na wyspie
są również sklepy samoobsługowe, ale dobór towarów jest tam
przedziwny. Całe półki wypełnione są tylko kilkoma produktami.
Widziałam szereg ciastek o tym samym smaku, dżem z gujawy, mleko,
pomidory w puszce, fasolę, tuńczyka i napoje. Plus tych sklepów
był jeden: konkretne towary, w każdym z nich miały te same ceny.
Jedyne
co wprawiło moje kubki smakowe w ekstazę to ciastka i słodycze. W
tym Kubańczycy są mistrzami. Właściwie na każdym kroku można
było kupić ciasteczka nadziewane marmoladą z gujawy, czekoladą,
kremem z limonki czy kokosem. Bardzo popularne są też churros.
Niektóre z nich, inaczej niż w Hiszpanii, nadziewane były dowolną
masą. Mieszkańcy Kuby kochają ciasta z kremem. Czasami
zastanawiałam się jak pomimo dużego upały nic się nie topi i nie rozpływa. Oczywiście niezwykle popularne były też lody. Można
kupić je z automatu na wynos bądź w kawiarenkach serwowane w
kolorowych plastikowych miseczkach.
Do
posiłku przydałby się jakiś napój. Kubańczycy mają swojego
spite, colę oraz fantę. Z tego całego zestawienia najlepszy był
napój o smaku limonki zwany geseosa. Dodatkowo za właściwie
symboliczne pieniądze kupowałam wyciskane soki z mango, pomarańczy,
mandarynek czy gujawy. Natomiast dość droga była woda butelkowana (1,5 l = 1,5 CUC).
Kubańczycy kupując coś w okienkach zwykle jedli
na miejscu i popijali napojem kupowanym na szklanki. W menu widniało
to jako refresco i kosztowało ok. 2 CUP (ok. 30 groszy). To był
pomysł doskonały!
Drinki,
drineczki
Nigdzie
nie piłam lepszych i tańszych drinków! Rum, Havana Club, był
dosłownie wszędzie: w każdym sklepie uginały się od niego półki.
Kubańczycy popijali go (z małych butelek lub kartoników) w parkach
bądź w knajpkach.
Nawet nie wiedziałam, że produkowanych jest
tyle rodzajów tego popularnego trunku. Barmani robiąc drinki nigdy
nie żałowali rumu i większość z nich była naprawdę mocna. W
każdej knajpce można było napić się mohito, piña
colada, daiquiri czy
Cuba Libre. Najtańsze drinki znalazłam w centrum Trinidadu. O zmierzchu otwierało się okienko, gdzie
barman sprzedawał je na wynos w plastikowych kubeczkach za 6 PLN.
Kubańczycy
preferują dość niezdrową kuchnię. I to można było dostrzec, gdyż widok
otyłych osób nie należał do rzadkości. Ale jeśli w porze obiadowej kupuje się na wynos ociekające tłuszczem pizze z dodatkową porcją soli...
Całą moją kubańską odyseję znajdziecie TUTAJ.
Całą moją kubańską odyseję znajdziecie TUTAJ.
Też miałam na Kubie zdziwienie odnośnie warzyw. Z tego co mówiła nam przewodniczka i co dedukuję, może być trochę tak, że przez to, że jest tam komunizm, a w związku z tym mięso nie jest tak powszechnie dostęne. Są bardzo małe ilości na książeczkę rodzinną (odpowiednich naszych kartek z czasów komuny), to może być tak, że mięso wydaje im się bardziej wartościowe i odżywcze - u nas też tak było, a warzywa "drugiej kategorii" i mniej ważne. Ciekawe tylko skoro szeregowy Kubańczyk ma jedzenie wydzielane na książeczkę rodzinną, to jak wygląda sprawa zaopatrzenia barów i restauracji? Lub takich domowych casa czy knajpek? Hm...
OdpowiedzUsuńZ tego co zauważyłam to, w każdym kubańskim mieście, które odwiedziłam, były bazary pełne warzyw i osobne stoiska z mięsem. A sprawa zaopatrzenia barów i restauracji to też jest ciekawa, gdyż w każdym lokalu mięsa, żółtego sera i mleka nie brakowało :) Chociaż cała Kuba jest niezwykłym krajem, to jedzenie jest jej najsłabszym punktem.
UsuńKuba prezentuje się świetnie, przez te zdjęcia aż zgłodniałem. :/ Coś mnie łączy z kubańczykami - stronimy od warzyw! :D
OdpowiedzUsuńW takim razie całkiem możliwe, że stałbyś się koneserem kubańskiej kuchni :)
OdpowiedzUsuńTrochę mnie przeraziłaś tym wpisem ;-) Z tego wynika, że jak ktoś nie je mięsa, to na Kubie będzie miał kiepskie życie. A jak z owocami morza i rybami?
OdpowiedzUsuńTeż była zaskoczona tak dużą ilością mięsa w każdym lokalu. O dziwo, o ryby i owoce morza też nie jest łatwo. Homara można zjeść w jakiejś lepszej restauracji, a w "okienkach" tylko raz trafiłam na ryby w postaci kanapki o nazwie "minuta". W jednym z lokali z Hawanie były ryby w menu, ale kelnerka poinformowała mnie, że ich nie serwują :) A wydawać by się mogło, że Karaiby obfitują w morskie stworzonka...
UsuńKuba! Rozbudziłaś moje podróżnicze fantazje. Te okienka z jedzeniem zachwyciły mnie- szkoda tylko, że zamiast miejscowych przysmaków sprzedawano hamburgery i pizze. :)
OdpowiedzUsuńMoje zaskoczenie też było duże. Ale oczywiście spróbowałam tych specjałów :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńŚwietne zdjęcia!!
OdpowiedzUsuńMięcho i słodycze, czyli wegetarianin na diecie odchudzającej nie ma czego szukać na Kubie ;)
OdpowiedzUsuńSuper pomysł z tymi okienkami we własnym mieszkaniu! :)
Ciekawa jestem jak smakuje kubańska pizza? Ja jestem ogromną fanką pizzy, ale za każdym razem stawiam na kuchnię włoską, która jest najbliższa mojemu sercu.
OdpowiedzUsuńNiestety nie ma nic wspólnego z tą włoską. Grube ciasto, dużo sera i tłusto.
Usuń