Trzeciego
dnia niebo nad Hawaną wciąż przysłaniały ciężkie, kłębiaste
chmury. Od oceanu wiał silny wiatr, który targał włosy i
sprawiał, że fale rozbijały się na chodnikach. Czasami
pojedynczym promieniom słońca udało się przedrzeć przez warstwę
chmur i oświetlić obdrapane kamienice.
Od czasu po czasu kropił niewielki
deszcz, który pojawiał się równie niespodziewanie jak znikał.
Stojąc w drzwiach hostelu i obserwując sprzedawców warzyw, którzy
pchali swoje drewniane wózki, uznałam, że to doskonały dzień na
odwiedzenie cmentarza. Troszkę mroczna aura spowodowana tym, iż
niebo przybrało szarawą barwę, wydała mi się wprost idealna na
spacer w poszukiwaniu zabytków sakralnych.
No
właśnie, jak to jest z tym katolicyzmem na Kubie. Obserwując
mieszkańców odniosłam wrażenie, że są dość wierzącymi
ludźmi. Przynajmniej nie wstydzą się okazywać swojej religijności, nosząc grube złote łańcuchy z medalikami prezentujący Świętą Rodzinę. W pokoju hostelowym nad moim łóżkiem wisiał duży obraz z Maryją i Dzieciątkiem. Natomiast w holu jedną ścianę ozdabiała Matka Boska, a
naprzeciw niej dumnie prężył pierś sam Che. Co ciekawe w wielu
domach wisiały krzyże, bądź stały dość duże figury Jezusa.
Oczywiście w sąsiedztwie rodzinnych fotografii.
Wszelakie
dewocjonalia można było również kupić w małych sklepikach. I
tam zawsze znajdował się ten sam asortyment. Mianowicie duże
figury: Jezusa z barankiem, Matki Bożej Miłosierdzia oraz Indianina
w pokaźnym pióropuszu. Trzeba przyznać, że to dość dziwne
zestawienie.
Jak się później dowiedziałam Maryja zwana del Cobre jest patronką
Kuby. Dlatego jej wizerunek jest dość powszechny. Zwykle
przedstawi się ją w dość obszernej trapezowej szacie (często
wysadzanej drogimi kamieniami). Na jej lewym ramieniu spoczywa
Dzieciątko, a ich głowy zdobią złote korony.
Jak
kult Maryi rozpowszechnił się na Kubie?
Otóż na początku XVII
wieku trzech rybaków wypłynęło w morze. Nieoczekiwanie zerwała
się gwałtowna wichura, a olbrzymie fale zalewały łódkę. Rybacy
walczący o życie dostrzegli przy burcie figurkę. Okazało się,
że to wizerunek Matki Bożej z Dzieciątkiem. Mężczyźni zaczęli
prosić o ocalenie. Wtedy stał się cud. Sztorm ustał, a rybacy
mogli szczęśliwie wrócić do domu. Zdarzyło się to niedaleko
miasta Santiago de Cuba. Ostatecznie figurka trafiła do obozowiska
górników wydobywających miedź w górach Sierra Maestra. Z czasem
niewielki obóz zamienił się w miasteczko nazwane El Cobre (hiszp.
miedź). Taki sam przydomek nadano Maryi i wybudowano dla niej
kościół. Z czasem po całej Kubie rozniosła się wieść o
cudach, jakie dokonują się w osadzie.
Oficjalnie 12 lipca 1992 roku w kubańskiej konstytucji została wprowadzona zmiana. Na jej podstawie wyspa przekształciła się z państwa ateistycznego na rzecz państwa świeckiego. Od tego czasu można organizować procesje oraz legalnie działają związki wyznaniowe. Nie oznacza to natomiast, że Kościół zyskał duży wpływ na codzienne życie mieszkańców. W szkołach nie ma lekcji religii, ale parafie same mogą organizować katechezę. Ponadto Kościół nie ma dostępu do mediów. Może jedynie wydawać swoje wewnętrzne biuletyny.
Tak jak wspomniałam na Kubie najbardziej żywy jest kult Matki Bożej z el Cobre. Co ciekawe Kubańczycy, którzy uważają się za niewierzących często manifestują miłość właśnie do patronki swojego kraju. Z danych wynika, że około 6,5 mln mieszkańców Kuby zostało ochrzczonych (na wyspie mieszka ponad 11 mln osób).
Ale wróćmy do zwiedzania. Moim pierwszym przystankiem na religijnym szlaku był Necropolis Cristobal Colón (Cmentarz Krzysztofa Kolumba). To jedna z największych nekropolii świata. Zajmuje obszar 56 ha i w 53 tys. grobów spoczywa ponad 2 mln ludzi. Budowę cmentarza rozpoczęto ok. 1860 roku, a pracami kierował młody architekt Calixto de Loira y Cardosa. Niestety przed ukończeniem prac zmarł, a jego pogrzeb odbył się jako jeden z pierwszych na Necropolis Cristobal Colón.
Obiekt znajduje się niedaleko Placu
Rewolucji i szłam właśnie z tego kierunku. Na cmentarz dostałam
się przez lekko uchyloną zardzewiałą bramę. Po chwili wyłonił
się strażnik machając ręką i nakazując pójść we wskazaną
stronę. Tak też zrobiłam. Ale kiedy mężczyzna zniknął z mojego
pola widzenia od razu skręciłam w pierwszą alejkę. Jak się
później okazało, na cmentarz nie weszłam główną bramą tylko
gdzieś z boku. A wstęp był płatny. Całe 10 CUC☺ I tyle
zaoszczędziłam.
Nekropolia
robi niesamowite wrażenie. Cała spowita jest w bieli, gdyż
wszystkie nagrobki i posągi wykonane są z białych materiałów.
Podczas spaceru nie mogłam oderwać wzroku od mauzoleów wzorowanych
na greckich świątyniach, neogotyckich kaplic, kolumn, misternie
wykonanych figur aniołów, kobiet chowających głowy w kapturach
czy dzieci.
Kobieta pochodząca z zamożnego rodu pokochała swojego biedniejszego kuzyna. Ich rodziny były niechętne małżeństwu, ale ostatecznie młodzi postawili na swoim. Po jakimś czasie Amelia zaszła w ciążę. Niestety wraz z dzieckiem zmarła przy porodzie. Pochowano ją na Necropolis Cristobal Colón z noworodkiem u stóp. Zrozpaczony mąż każdego dnia odwiedzał jej grób. Pukał w nagrobek prosząc, aby żona zbudziła się ze snu. Po kilku latach otworzono grób. Świadkowie tego zdarzenia osłupieli ze zdumienia. Oto oba ciała pozostały w nienaruszonym stanie, a Amalia trzymała dziecko w swoich objęciach. Od tej chwili zaczęły dziać się cuda. Bezpłodnym parom rodziły się dzieci, a chorzy zdrowieli. Amalia zaczęto otaczać czcią, a wdzięczni ludzie zostawiali wokół jej grobu tabliczki w podzięce za cuda. Pielgrzymi do dzisiaj stukają w nagrobek kołatkami oraz nigdy nie odwracają się do niego tyłem.
Po
tych doznaniach duchowych skierowałam swoje kroki do starej części
Hawany na Plaza
de la Catedral. Tutaj w otoczeniu urokliwych kamieniczek z wieloma
kawiarniami i restauracyjkami wznosiła się Archikatedra
Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny (Catedral de la Virgen María de la Concepción Inmaculada
de La Habana).
Dumnie góruje
nad całym placem prezentując swoją barokową fasadę podróżnym.
Budowę rozpoczęto w 1748 roku, a w pełnej krasie, po wielu
przeszkodach, katedra ukazała się dopiero w 1777 roku. Na wieżach
umieszczone są dzwony, które oznajmiają m.in. nadejście Nowego
Roku. Wówczas trzeba zastukać w drzwi katedry kołatką, aby
zapewnić sobie szczęście. Wnętrze przesycają jasne kolory, a
cała budowla wydaje się jakby została stworzona z piasku
nieustannie oświetlanego przez promienie słoneczne. Ciekawy jest
ołtarz z wysoko zawieszoną figurą Matki Boskiej.
Bardzo długo
sądzono, że w katedrze przechowywane są prochy Krzysztofa Kolumba.
Jednak w 1899 roku przewieziono je do Hiszpanii. Wstęp do katedry
jest darmowy. Należy jednak pamiętać, aby odpowiednio się ubrać
(zakryte ramiona i spódnice albo spodenki do kolan).
Podczas
wędrówki po wybrzeżu natknęłam się mały acz urokliwy
kościółek. Wybudowany z kamienia z niewielką kopułą nie od razu
przyciągnął mój wzrok. Na początku skupiłam się na mozaice
przedstawiającej muzyków, która zdobiła sąsiednią kamienicę.
I już
przeszłabym dalej, gdyby mój towarzysz podróży nie pociągnął
mnie za sobą. Małe wnętrze zdobił witraż ułożony z wysmukłych
kawałków szkła. Prześwietlony przez słońce wydawał się
płonąć. Później dowiedziałam się, że był to kościół pod
wezwaniem św. Franciszka z Paoli.
Cała moja kubańska podróż znajduje się TUTAJ.
Cała moja kubańska podróż znajduje się TUTAJ.
Dziekuje za swietnie opisana podroz na Kube.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa :)
OdpowiedzUsuńzwiedzałbym;) bardzo klimatyczne miejsce!
OdpowiedzUsuń