niedziela, 19 lutego 2017

MARYJA OBOK INDIANINA, CZYLI SAKRALNY SPACER PO HAWANIE


Trzeciego dnia niebo nad Hawaną wciąż przysłaniały ciężkie, kłębiaste chmury. Od oceanu wiał silny wiatr, który targał włosy i sprawiał, że fale rozbijały się na chodnikach. Czasami pojedynczym promieniom słońca udało się przedrzeć przez warstwę chmur i oświetlić obdrapane kamienice.

Od czasu po czasu kropił niewielki deszcz, który pojawiał się równie niespodziewanie jak znikał. Stojąc w drzwiach hostelu i obserwując sprzedawców warzyw, którzy pchali swoje drewniane wózki, uznałam, że to doskonały dzień na odwiedzenie cmentarza. Troszkę mroczna aura spowodowana tym, iż niebo przybrało szarawą barwę, wydała mi się wprost idealna na spacer w poszukiwaniu zabytków sakralnych.

No właśnie, jak to jest z tym katolicyzmem na Kubie. Obserwując mieszkańców odniosłam wrażenie, że są dość wierzącymi ludźmi. Przynajmniej nie wstydzą się okazywać swojej religijności, nosząc grube złote łańcuchy z medalikami prezentujący Świętą Rodzinę. W pokoju hostelowym nad moim łóżkiem wisiał duży obraz z Maryją i Dzieciątkiem. Natomiast w holu jedną ścianę ozdabiała Matka Boska, a naprzeciw niej dumnie prężył pierś sam Che. Co ciekawe w wielu domach wisiały krzyże, bądź stały dość duże figury Jezusa. Oczywiście w sąsiedztwie rodzinnych fotografii. 


Wszelakie dewocjonalia można było również kupić w małych sklepikach. I tam zawsze znajdował się ten sam asortyment. Mianowicie duże figury: Jezusa z barankiem, Matki Bożej Miłosierdzia oraz Indianina w pokaźnym pióropuszu. Trzeba przyznać, że to dość dziwne zestawienie.



Jak się później dowiedziałam Maryja zwana del Cobre jest patronką Kuby. Dlatego jej wizerunek jest dość powszechny. Zwykle przedstawi się ją w dość obszernej trapezowej szacie (często wysadzanej drogimi kamieniami). Na jej lewym ramieniu spoczywa Dzieciątko, a ich głowy zdobią złote korony.

Jak kult Maryi rozpowszechnił się na Kubie? 

Otóż na początku XVII wieku trzech rybaków wypłynęło w morze. Nieoczekiwanie zerwała się gwałtowna wichura, a olbrzymie fale zalewały łódkę. Rybacy walczący o życie dostrzegli przy burcie figurkę. Okazało się, że to wizerunek Matki Bożej z Dzieciątkiem. Mężczyźni zaczęli prosić o ocalenie. Wtedy stał się cud. Sztorm ustał, a rybacy mogli szczęśliwie wrócić do domu. Zdarzyło się to niedaleko miasta Santiago de Cuba. Ostatecznie figurka trafiła do obozowiska górników wydobywających miedź w górach Sierra Maestra. Z czasem niewielki obóz zamienił się w miasteczko nazwane El Cobre (hiszp. miedź). Taki sam przydomek nadano Maryi i wybudowano dla niej kościół. Z czasem po całej Kubie rozniosła się wieść o cudach, jakie dokonują się w osadzie.

Oficjalnie 12 lipca 1992 roku w kubańskiej konstytucji została wprowadzona zmiana. Na jej podstawie wyspa przekształciła się z państwa ateistycznego na rzecz państwa świeckiego. Od tego czasu można organizować procesje oraz legalnie działają związki wyznaniowe. Nie oznacza to natomiast, że Kościół zyskał duży wpływ na codzienne życie mieszkańców. W szkołach nie ma lekcji religii, ale parafie same mogą organizować katechezę. Ponadto Kościół nie ma dostępu do mediów. Może jedynie wydawać swoje wewnętrzne biuletyny. 

Tak jak wspomniałam na Kubie najbardziej żywy jest kult Matki Bożej z el Cobre. Co ciekawe Kubańczycy, którzy uważają się za niewierzących często manifestują miłość właśnie do patronki swojego kraju. Z danych wynika, że około 6,5 mln mieszkańców Kuby zostało ochrzczonych (na wyspie mieszka ponad 11 mln osób).

Ale wróćmy do zwiedzania. Moim pierwszym przystankiem na religijnym szlaku był Necropolis Cristobal Colón (Cmentarz Krzysztofa Kolumba). To jedna z największych nekropolii świata. Zajmuje obszar 56 ha i w 53 tys. grobów spoczywa ponad 2 mln ludzi. Budowę cmentarza rozpoczęto ok. 1860 roku, a pracami kierował młody architekt Calixto de Loira y Cardosa. Niestety przed ukończeniem prac zmarł, a jego pogrzeb odbył się jako jeden z pierwszych na Necropolis Cristobal Colón. 


Obiekt znajduje się niedaleko Placu Rewolucji i szłam właśnie z tego kierunku. Na cmentarz dostałam się przez lekko uchyloną zardzewiałą bramę. Po chwili wyłonił się strażnik machając ręką i nakazując pójść we wskazaną stronę. Tak też zrobiłam. Ale kiedy mężczyzna zniknął z mojego pola widzenia od razu skręciłam w pierwszą alejkę. Jak się później okazało, na cmentarz nie weszłam główną bramą tylko gdzieś z boku. A wstęp był płatny. Całe 10 CUC☺ I tyle zaoszczędziłam.


Nekropolia robi niesamowite wrażenie. Cała spowita jest w bieli, gdyż wszystkie nagrobki i posągi wykonane są z białych materiałów. Podczas spaceru nie mogłam oderwać wzroku od mauzoleów wzorowanych na greckich świątyniach, neogotyckich kaplic, kolumn, misternie wykonanych figur aniołów, kobiet chowających głowy w kapturach czy dzieci.







Każdy z tych nagrobków miał swoją historię. Każdy opowiadał o stracie jaka dotknęła rodzinę zmarłego. Figury swoimi pozami oraz wyrazem twarzy chwytały za serce i sprawiały, że głowę wypełniały myśli o kruchości ludzkiego żywota. Pośrodku cmentarza znajdował się pomalowany na żółto kościół na planie koła.


Jak się okazało wielu Kubańczyków pielgrzymuje do grobu Amelii Goyre de la Hoz. Dlaczego?

Kobieta pochodząca z zamożnego rodu pokochała swojego biedniejszego kuzyna. Ich rodziny były niechętne małżeństwu, ale ostatecznie młodzi postawili na swoim. Po jakimś czasie Amelia zaszła w ciążę. Niestety wraz z dzieckiem zmarła przy porodzie. Pochowano ją na Necropolis Cristobal Colón z noworodkiem u stóp. Zrozpaczony mąż każdego dnia odwiedzał jej grób. Pukał w nagrobek prosząc, aby żona zbudziła się ze snu. Po kilku latach otworzono grób. Świadkowie tego zdarzenia osłupieli ze zdumienia. Oto oba ciała pozostały w nienaruszonym stanie, a Amalia trzymała dziecko w swoich objęciach. Od tej chwili zaczęły dziać się cuda. Bezpłodnym parom rodziły się dzieci, a chorzy zdrowieli. Amalia zaczęto otaczać czcią, a wdzięczni ludzie zostawiali wokół jej grobu tabliczki w podzięce za cuda. Pielgrzymi do dzisiaj stukają w nagrobek kołatkami oraz nigdy nie odwracają się do niego tyłem.







Cmentarz naznaczony był jakąś magią, którą wyczuwało się w powietrzu. Panujący tam spokój nie powodował ukojenia. Odczuwałam wyraźny niepokój i wszystkie lęki stawały się żywsze. A nad moją głową przetaczały się ołowiane chmury.

Po tych doznaniach duchowych skierowałam swoje kroki do starej części Hawany na Plaza de la Catedral. Tutaj w otoczeniu urokliwych kamieniczek z wieloma kawiarniami i restauracyjkami wznosiła się Archikatedra Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny (Catedral de la Virgen María de la Concepción Inmaculada de La Habana). 




Dumnie góruje nad całym placem prezentując swoją barokową fasadę podróżnym. Budowę rozpoczęto w 1748 roku, a w pełnej krasie, po wielu przeszkodach, katedra ukazała się dopiero w 1777 roku. Na wieżach umieszczone są dzwony, które oznajmiają m.in. nadejście Nowego Roku. Wówczas trzeba zastukać w drzwi katedry kołatką, aby zapewnić sobie szczęście. Wnętrze przesycają jasne kolory, a cała budowla wydaje się jakby została stworzona z piasku nieustannie oświetlanego przez promienie słoneczne. Ciekawy jest ołtarz z wysoko zawieszoną figurą Matki Boskiej. 





Bardzo długo sądzono, że w katedrze przechowywane są prochy Krzysztofa Kolumba. Jednak w 1899 roku przewieziono je do Hiszpanii. Wstęp do katedry jest darmowy. Należy jednak pamiętać, aby odpowiednio się ubrać (zakryte ramiona i spódnice albo spodenki do kolan).

Podczas wędrówki po wybrzeżu natknęłam się mały acz urokliwy kościółek. Wybudowany z kamienia z niewielką kopułą nie od razu przyciągnął mój wzrok. Na początku skupiłam się na mozaice przedstawiającej muzyków, która zdobiła sąsiednią kamienicę.


I już przeszłabym dalej, gdyby mój towarzysz podróży nie pociągnął mnie za sobą. Małe wnętrze zdobił witraż ułożony z wysmukłych kawałków szkła. Prześwietlony przez słońce wydawał się płonąć. Później dowiedziałam się, że był to kościół pod wezwaniem św. Franciszka z Paoli.

Cała moja kubańska podróż znajduje się TUTAJ.



3 komentarze: