czwartek, 13 kwietnia 2017

CIENFUEGOS – PARYSKI KLEJNOT W KUBAŃSKIEJ KORONIE


Kubańskie miasta potrafiły mnie zaskakiwać. Zdumiewały swoją różnorodnością i dużą zdolnością do metamorfozy. Niektóre z nich urzekały kolorowymi fasadami kamienic oraz konnymi zaprzęgami.
Inne przenosiły w czasie do okresu kolonializmu, a kolejne wyglądały jakby wyszły spod długa najlepszych francuskich czy włoskich architektów.

Po całym dniu wygrzewania się na słońcu w kolorowym Trinidadzie, wsiadłam do autobusu Vizaul i wyruszyłam do Cienfuegos. Już od pierwszych chwil miasto wprawiło mnie w osłupienie. Jakże inaczej prezentowało się od na wpół ranczerskiego, na wpół kolonialnego Trinidadu i troszkę podniszczonej oraz roztańczonej Hawany.



Cienfuegos niezwykle malowniczo wyrasta nad Zatoką Cienfuegos i nie bez powodu zwane jest Perłą Południa. Kiedy pierwszy raz wyruszyłam na przechadzkę jego ulicami, na myśl przyszły mi kurorty francuskiej riwiery. Oto przede mną rozciągały się długie aleje obsadzane palmami, marina z przycumowanymi jachtami, regularna siatka ulic, liczne bulwary oraz majaczące w oddali wycieczkowce. Przez chwilę miałam wrażenie, że w ciągu jednego dnia przeniosłam się z tętniącego życiem karaibskiego miasteczka do europejskiego kurortu.



Jaka była moja radość kiedy okazało się, że ma dachu casy, w której nocowałam znajduje się taras widokowy. Rozpoczęcie dnia od wschodu słońca automatycznie wprawiło mnie w dobry nastrój. Następnie skierowałam się do małej acz urokliwej mariny. Mewy hałaśliwie skrzeczały, Kubańczycy leniwie rozpoczynali kolejny dzień, a ja wpatrywałam się w ocean i rozkoszowałam smakiem kanapki o wdzięcznej nazwie minuta. O tym przysmaku wspominałam w poście dotyczącym kubańskiej kuchni. To nic innego jak świeżo złowione małe rybki usmażone na głębokim tłuszczu i zamknięte w bułce. Po tej chwili relaksu wyruszyłam na zwiedzanie.

Moja wycieczka rozpoczęła się od głównej arterii Paseo del Prado, która prowadziła w stronę urokliwego parku Jose Martiego. Szeroką ulicę porastały wysmukłe palmy, chodnikami snuły się Kubanki w kolorowych legginsach, a jezdnią szaleńczo mknęły auta. Moja przygoda trwała.


Obszar, na którym wznosi się Cienfuegos zapisał się w umysłach Europejczyków już w XV wieku podczas drugiej wyprawy Krzysztofa Kolumba. Jednak pierwsza osada została założona tu dopiero 22 kwietnia 1819 roku, przez imigrantów pochodzących z Bordeaux. Na początek przybyło 46 osadników pod dowództwem podpułkownika Louisa de Clouet. Miasto zyskało wówczas dumną nazwę Fernandina de Jagua, na cześć Ferdynanda VII króla Hiszpanii. Znajdywali tam schronienie zbiegowie z Haiti oraz Francuzi ociekający z Luizjany. Ostatecznie miasto zmieniło nazwę na Cienfuegos co tłumaczy się jako Stu ogni.

Co zwiedzić w Cienfuegos?


Parque Jose Marti

To urokliwy park wokół, którego skupia się zabytkowa zabudowa. To tutaj z początkiem XIX wieku podpisano akt fundacyjny miasta (w tym miejscu znajduje się dziś estrada). Oczywiście w samym centrum wznosi się śnieżnobiały pomnik Jose Martiego uważanego za bohatera narodowego. Dużym fenomenem było dla mnie to, jak bardzo ten poeta i przywódca ruchu niepodległościowego jest wielbiony. Jego popiersia znajdowały się dosłownie wszędzie. Były nawet w ogródkach przed domami. Wyglądały niczym małe ołtarzyki, gdzie figurkę Jezusa zamieniono na Jose Martiego :)



Dostępu do neoklasycznej Katedry Niepokalanego Poczęcia (Catedral de la Purisima Concepcion) pilnowały dwa białe, kamienne lwy z wyszczerzonymi zębiskami. Kiedy już zdołałam je ominąć zamigotały przede mną czerwone kopuły katedry, która wybudowana został w 1869 roku. W jej wnętrzu doświadczyłam przyjemnego chłodu kojącego rozpalone słońcem ciało. Panujący półmrok rozjaśniało kolorowe światło przebijające się przez sprowadzone z Francji witraże. Wchodząc do katedry poczułam się jakbym wkroczyła do jakiegoś magicznego miejsca. Uliczny ruch, harmider i oślepiające światło słoneczne zastąpiła obezwładniająca cisza i niezwykle spokojna aura skłaniająca do rozmyślań. To była cudowna dawka odprężenia!


Ciekawie prezentował się także budynek Teatro Tomas Terry, który został wzniesiony w 1899 roku na polecenie barona cukrowego Tomasa Terry. Był on ubogim imigrantem, który przybył z Wenezueli. Dorobił się na skupowaniu chorych niewolników, których po podleczeniu sprzedawał ze znacznym zyskiem.


Nie można także pominąć łuku triumfalnego, który symbolizuje narodziny Republiki Kuby. Na jego szczycie znajduje się data: 20 maja 1902 rok.


Jednak największe wrażenie zrobił na mnie Palacio Ferrer (siedziba Domu Kultury). To błękitna bogato zdobiona kamienica z niewielką wieżą widokową zwieńczoną niebieskim dachem. Wnętrze nadszarpnięte zębem czasu – kruszące się sztukaterie, wyblakłe kolory, bajecznie kolorowe posadzki.


Na dachu znajdowała się mała wieżyczka z krętymi schodami. Z jej szczytu roztaczał się wspaniały widok na całe miasto. W oddali majaczyła wielka woda i płaskie dachy budynków, a u moich stóp otwierały swoje sekrety prywatne domostwa. To była cudowna chwila wytchnienia, a oglądanie panoramy miasta ma w sobie coś nieskończonego i podniosłego, gdyż wzrok nie dostrzega tylko małego fragmentu, ale obejmuje dużą przestrzeń.


Drugiego dnia pobytu w Cienfuegos postawiłam na lenistwo i wyruszyłam na plażę o ciekawej nazwie Rancho Luna, która oddalona była o 20 km. Na głównej arterii złapałam dość rozklekotaną taksówkę. I tutaj spotkało mnie miłe zaskoczenie. Kierowca zawiózł mnie na miejsce i zadeklarował się wrócić po mnie za kilka godzin. Chciałam zapłacić mu za pierwszą część kursu, a on odmówił prosząc o pieniądze dopiero po zrealizowaniu całego zlecenia. To była niezwykła sytuacja, gdyż kierowca chciał mieć pewność, że z nim wrócę i de facto zaryzykował część swojej należności.


Plaża  była zjawiskowa! Błękitna woda, jasny piasek, palmy kołyszące się w oddali. Nie była zatłoczona i bez problemu znalazłam dla siebie miejsce. Właśnie tak wyobrażałam sobie rajskie plaże, gdzie czas zdecydowanie zwalnia i można oddać się zasłużonemu odpoczynkowi.  Po takim relaksie nastał czas pożegnań. Następnego dnia opuściłam tą Perłę Południa (La Perla del Sur)  i ruszyłam do Hawany.


P.S. Urokowi Cienfuegos uległ kubański piosenkarz i kompozytor – Benny More. W centrum ustawiono jego naturalnej wielkości pomnik. Co ciekawe laseczka, którą nonszalancko trzyma pod pachą jest często wymieniana ze względu na kradzieże. Chyba wiele osób, pragnie mieć tylko dla siebie choć część tego artysty :)

Tutaj znajdziecie relację z całej mojej kubańskiej podróży.

16 komentarzy:

  1. Przepiękne widoki. Mnie jednak zachwyca cudownie błękitne niebo! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne zdjęcia ;-) chyba najbardziej zazdroszczę tych palm :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Znowu kusisz:) Piękne zdjęcia. I tak jak w Opowieściach z Narnii mam chęć wejść do obrazka:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło. Faktycznie miasto ma swój klimat, a palmy zawsze kuszą :)

      Usuń
  4. Kuba wygląda dużo ładniej niż można byłoby się po niej spodziewać. Z tego co widzę to jest też dużo większa. Moim zdaniem kraj się odrodzi dzięki turystyce, co już się dzieje. Wystarczy popatrzeć na ciebie! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dziękuję :) Dla mnie Kuba jest niezwykła i oczarowała mnie od pierwszych chwil. Chętnie jeszcze tam wrócę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam znajomych Kubańczyków... niestety, codzienne życie tam jest koszmarem :( Ale trzeba przyznać, że pięknie to tam, jest! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Polsce też dla niektórych życie to koszmar. Absolutnie bym tu nie generalizowała. Rozmawiałam z Kubańczykami i niektórzy faktycznie woleli by wyjechać, a inni chwalili socjalizm. Każdy system na swoje wady i zalety. Nie rozpatrywałabym tutaj całej sytuacji jednostronnie.

      Usuń
  7. Bardzo mocno uderzyła mnie ta piękna pogoda. W porównaniu z obecną szarością i zimnem w Polsce to wygląda jak raj :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Faktycznie krajobrazy przypominają te południowo-francuskie a niektóre domu są jakby rodem wycięte z Mayotte, czyli zamorskiego terenu Francji. Kuba i jej piękna pogoda są bardzo zachęcające... ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Spodziewałem się, że francuski klimat będzie miał coś z Nowego Orleanu (bardziej w tę stronę). Ale kubańskie "Lazurowe Wybrzeże" też daje radę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cienfuegos znacznie różni się od innych miast na Kubie i jadą tam z Trinidadu czuło się dużą zmianę. Było pięknie :)

      Usuń