poniedziałek, 30 lipca 2018

PRAWDZIWA ROZKOSZ DLA PODNIEBIENIA! O TYM, CO JADŁAM I PIŁAM W ITALII

Pierwszy raz odwiedzić Włochy i nie zjeść nawet kawałeczka pizzy czy gałki gelato. Toż to prawdziwy skandal! No cóż, dopuściłam się właśnie takiej zniewagi. I dzięki temu moje kubki smakowe osiągnęły całkowitą ekstazę.

Przedstawiam moją całkiem subiektywną listę prawdziwych rarytasów, którymi zajadałam się w Emilii-Romanii. Każdy z nich zasługuje na prawdziwe uznanie. To tylko część ogromnego bogactwa tego regionu. Jednak podczas czterodniowej wizyty nie da się spróbować wszystkiego ;) Podaję także adresy restauracji w Rawennie, Cervi i Comacchio, gdzie zdecydowanie warto wstąpić.


PASSATELLI 

 

To rodzaj kluseczek wykonywanych z parmezanu i bułki tartej. Aby były bardziej aromatyczne dodaje się do nich skórkę z cytryny i gałkę muszkatołową. Zwykle serwowane są w rosole. To typowe danie podawane w regionie Emilia-Romania. Świetnie rozgrzewa w chłodny dzień oraz jest naprawdę pyszne, choć same kluseczki nie wyglądają apetycznie ;)

Passatelli jadłam w trattorii Osteria dei Battibecchi w Rawennie.


SQUACQUERONE E FICHI CARAMELLATI


To cudne lekkie danie, które, jak dla mnie, mogłoby zastąpić deser. Doskonałe w chwilach kiedy nie jesteście bardzo głodni, ale chętnie byście przekąsili coś nieobciążającego żołądek. Squacquerone to ser pochodzący z północy Emilii-Romanii. Produkowany z mleka krowiego posiada wodnistą konsystencję. Dojrzewa tylko 4-5 dni. Został mi zaserwowany z konfiturą z karmelizowanych fig, które nadały całej potrawie lekko dymny posmak.

CAPPELLETTI


Mój pierwszy makaron zjedzony we Włoszech ;) Te małe „kapelusze” pochodzą z Modeny. Ciasto jest tak wyginane, aby swoim kształtem przypominało rondo kapelusza. Nadziewane są serem, mięsem bądź warzywami. Zwykle serwuje się je w rosole bądź polane sosem czy masłem.

W północnych Włoszech cappeletti w bulionie są tradycyjnie podawane podczas Bożego Narodzenia. Wiele rodzin nie wyobraża sobie bez nich niedzieli (nawet tej najbardziej upalnej). Podobnie jak Polacy bez rosołu z makaronem. Co ciekawe Włosi są w stanie zabrać olbrzymi gar bulionu z cappelletti na plażę czy kąpielisko i tam je zjeść. To się nazywa siła tradycji ;)

Kapelusze polane masłem jadłam w Rawennie w pięknej restauracji, położonej w centrum miasta: Enoteca Ca' De Ven.


RYBY I OWOCE MORZA


Najpyszniejsze są oczywiście w miejscowościach położnych nad morzem. Pisałam już o świeżutkich mulach i smażonych rybkach, którymi zajadałam się w Cervi. Circolo Pescatori "La Pantofla" mogę polecić z całego serca.

Codzienne menu zależne jest od tego, co akurat wpadnie do rybackich sieci. Miałam okazję skosztować: dwóch rodzai muli (w sosie pomidorowym oraz winie), risotta z owocami morza, marynowanych i smażonych rybek.


W Comacchio jadłam doskonałego węgorza w uroczej knajpce zagubionej gdzieś wśród lagun. Podano go na polencie.

A na przekąskę dostałam chipsy w dużej puszce po marynowanym węgorzu.

W okolicach Comacchio już od czasów średniowiecza hoduje się węgorze. Tutaj znajduje się nawet muzeum poświęcone tej rybie: Manifattura dei Marinati. Mieści się ono w dawnej fabryce marynatury węgorza, która wcześniej była klasztorem. Właśnie w tym miejscu nakręcono w 1954 roku film z Sophią Loren w roli głównej. Koniecznie obejrzyjcie "La Donne del fiume". Przekonacie się wówczas jak wyglądała praca w fabryce, gdzie przetwarzano ryby. A Sophia Loren jak zwykle charakterna i zmysłowa ;)


Podczas błąkania się po Comacchio odnalazłam targ rybny. To dopiero prawdziwa uczta dla oczu. Na pokruszonym lodzie piętrzyły się świeżutkie krewetki, jeżowce, ślimaki i całe mnóstwo innych skorupiaków. A woda na ich pancerzykach lśniła w słońcu.


Chyba najlepsze owoce morza kosztowałam w restauracji znajdującej się na kempingu Parco Vacanze Rivaverde w kurorcie Marina di Ravenna. Nic nie zapowiadało takiej uczty. Cały kompleks bungalowów otaczał las piniowy i restauracja przypominała raczej długi barak. Natomiast to co wychodziło spod palców szefa kuchni to już magia. Ośmiorniczki, krewetki i marynowane ryby wręcz rozpływały się w ustach. Zaskakujące były także kalmary zanurzone w pomidorowym sosie z malutkimi kuleczkami wypełnionymi octem balsamicznym, które pękały podczas jedzenia. A wszystko niezwykle lekkie oraz rześkie.


KAWA I LIKIERY


Na koniec posiłku piłam kawę i kieliszek likieru: na dobre trawienie ;). Włoskie espresso jest czarne, oleiste i doskonale pobudza. Możecie wybrać także wersję z małą ilością mleka (espresso macchiato), podwójne espresso (espresso doppio) bądź espresso z dodatkiem alkoholu - zwykle jest to grappa - (caffè corretto).

W Italii espresso pije się przez cały dzień. Szybko, na stojąco przy barze czy też na zakończenie obiadu. Natomiast cappuccino pijane jest jedynie w porze śniadaniowej, gdyż Włosi uważają, że duża ilość mleka źle wpływa na trawienie. A typowe włoskie śniadanie to jedynie słodki rogalik czy ciastko. Przed przyjazdem do Rawenny trochę się temu dziwiłam. Jednak po naprawdę obfitej kolacji rano zwyczajnie nie byłam głodna. Jeździe do Włoch a zrozumiecie.

Zostały jeszcze likiery. O dużym posiłku warto wypić kieliszek limoncello (likier cytrynowy), aby pobudzić jelita do pracy. Kosztowałam jeszcze bananowego, kawowego i ziołowego.


WINO


To obowiązkowy element każdego posiłku. A muszę przyznać, że wina w regionie Emilia-Romania były doskonałe. Właściwie przez cały pobyt piłam wina białe, musujące i stołowe. Bardzo przypadła mi do gusta cała kultura picia wina. Z regionalnych win polecam: Lambrusco, słodką Albanę (moczyłam w niej twarde migdałowe cantucci) oraz Bosco Eliceo Bianco.



P.S. Cen nie jestem w stanie podać, gdyż we Włoszech byłam służbowo i nie płaciłam za jedzenie oraz napitki ;)

SALUTE!


Zapraszam do Italii widzianej moim oczami.

4 komentarze:

  1. uwielbiam włoska kuchnię, jest jedną z lepszych na świecie. zazdroszczę owoców morza no i oczywiście kawy, która we Włoszech jest doskonała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tej pory lepszym owoców nie jadłam. Świeżutki, dopiero co wyłowione z morza - palce lizać ;)

      Usuń
  2. Prawdę mówiąc, te targi z żywymi owocami morza robią upiorne wrażenie. Tak apropo niedawnego sporu o karpie, zastanawiamy się na ile humanitarne jest trzymanie zwierząt, było nie było, w jakich baliach często, jak np. widzieliśmy to we Włoszech, na 30 stopniowym upale. Neapol miał takich miejsc mnóstwo, ale nie jest w tym chyba jak widzę odosobniony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Targi rybne były, są i będą. Tak jak sklepy mięsne, które o wiele bardziej mnie przerażają. A trzymanie karpi w baliach to osobna sprawa. Widok stłoczonych ryb jest straszny. Ja kupują karpie na łowiskach.

      Usuń