czwartek, 27 lipca 2017

MOJE PIENIŃSKIE WĘDRÓWKI: TRZY KORONY I SOKOLICA

Kiedy, po przeprowadzce do Krakowa, poczułam całą sobą bliskość gór zaczęłam marzyć o tym, aby znaleźć się na szlaku. Przed oczami miałam ukwiecone łąki, majaczące gdzieś w oddali szczyty  i nieskrępowaną niczym przyrodę.
Pragnęłam zatopić się w tą zieloność, stać się częścią natury oraz doznać tego cudownego uczucia wolności, kiedy niebo wydaje się być tak blisko. Wreszcie pewnego lipcowego poranka wsiadłam do autobusu i ruszyłam przed siebie, aby dać się pochłonąć tej górskiej nieskończoności.

Krościenko nad Dunajcem — przełęcz Szopka (779 m n.p.m.) — Trzy Korony (982 m    n.p.m.) —   Zamek Pieniny — Czerteż (774 m n.p.m.) — Czertezik (772 m n.p.m.) — Przełęcz Sosnów (650  m n.p.m.) — Sokolica (747 m n.p.m.) —  przystań flisacka


Kiedy wysiadłam z autobusu niebo nad Krościenkiem zdawało się porażać swoją błękitną barwą. Pełna zapału i żądna olśniewających widoków, wszak ostatni raz w górach byłam w latach bardzo wczesnej młodości, ruszyłam żółtym szlakiem do Pienińskiego Parku Narodowego. Na początku trasa pięła się ostro pod górę, ale za to już na pierwszej polanie, po wyjściu z lasu, mogłam podziwiać cudowną panoramę Krościenka, które rozsiadło się w dole.


Po nasyceniu wzroku pierwszym widokiem ruszyłam dalej. Trasa przebiegała przez las, a od czasu do czasu pojawiały się prześwity z ciągnącymi się aż po horyzont halami. Słońce oświetlało cały krajobraz swoim blaskiem, a w powietrzu unosił się troszkę duszący zapach łąk. Pełną piersią wdychałam to letnie powietrze tak rześkie, a jednocześnie ciężkie od  nadmiaru nęcących w nosie woni.

Po ponad godzinnej wędrówce dotarłam do przełęczy Szopka (779 m n.p.m.) nazywanej też Chwała Bogu. Tutaj pozwoliłam sobie na dłuższy odpoczynek. A naprawdę warto, gdyż na przełączy ustawiono drewniane ławki i dodatkowo z rynienki spływała orzeźwiająca, zimna woda. Z przełęczy roztaczał się cudowny widok na Tatry.


Po nabraniu sił ruszam dalej. Tym razem niebieskim szlakiem. Pokonawszy ostatnie, 30-minutowe, podejście znalazłam się prawie u szczytu Trzech Koron. Aby dostać się na platformę widokową należy kupić bilet. Po odstaniu kilku minut w kolejce udało mi się wejść na platformę. A tam z wysokości 982 m n.p.m roztaczał się urzekający widok. Pod moimi stopami swoje wody rozlewał Dunajec, po którym tratwy spławiali flisacy. W oddali rozciągała się panorama Tatr i Beskidu Sądeckiego. Stojąc nad tym urwiskiem miałam wrażenie, że niebo chyli się ku mnie, a wszystko co na dole znajduje się w całkiem innym świecie.


Po kilku  nietłumionych zachwytach zeszłam na dół i obrałam kierunek na Sokolicę (747 m n.p.m). Początkowo trasa prowadziła przez las, gdzie korzenie niektórych drzew tworzyły całkowicie fantastyczną plątaninę.


Po jakimś czasie dotarłam do stóp Góry Zamkowej, pod której szczytem znajdowały się ruiny Zamku Pienińskiego. Niestety ze względu na zwalony strop nie mogłam przyjrzeć mu się z bliska. A musicie wiedzieć, że budowla ta powstała w XIII wieku, prawdopodobnie na zlecenie św. Kingi. W razie napaści wroga mógł schronić się w niej cały dwór. Zamek był w stanie pomieścić grupę ponad 100 osób. Jan Długosz, w swojej kronice, podaje, że właśnie tutaj św. Kinga znalazła bezpieczną przystań podczas najazdu tatarskiego w 1287 roku.
W tym nieszczęsnym czasie błogosławiona księżna Kinga, wdowa po nieżyjącym księciu krakowskim Bolesławie, zwanym Wstydliwym, z gronem siedemdziesięciu zakonnic sądeckich oraz dwiema swymi siostrami: Jolentą, wdową po księciu kaliskim Bolesławie Pobożnym i Konstancją, wdową po królu Rusi Danielu, które również wstąpiły do klasztoru i przywdziały habit, z wieloma kapłanami i rycerzami udały się do położonego nad Dunajcem, w pobliżu miasta Krościenka zamku Pieniny, chronionego doskonale zarówno naturalnym położeniem, jak i sztucznym obwarowaniem, dostępnego jednym wąskim przejściem i tam bezpiecznie przebywała, gdy Tatarzy siali spustoszenie. Chociaż Tatarzy podsunęli się doń z wojskiem, nie mieli jednak odwagi nie tylko go szturmować, ale nawet tknąć, bo Bóg budził w nich taki lęk.

Następnie szlak prowadził dalej przez las, który momentami otwierał się na polany i hale. Z czasem ścieżka wstąpiła na skały. W drodze na Sokolicę przeszłam partiami szczytowymi zdobywają po kolei Czerteż (774 m n.p.m) i Czertezik (772 m n.p.m), z którego roztaczał się malowniczy widok.


Po dość stromym podejściu i trasie ostro pnącej się w górę dotarłam na Sokolicę. I tutaj panorama rekompensowała każde zmęczenie. Ujrzałam Pieniny Środkowe w całej okazałości oraz deszczowe chmury wiszące nad Tatrami Wysokimi. Jednak najwięcej radości wzbudziły sosny reliktowe wyrastające wręcz z krawędzi urwiska. Jedna z nich liczy sobie ponad 500 lat. Sama nazwa szczytu pochodzi od sokołów, które w tym miejscu zakładały swoje gniazda.


 Kiedy w oddali zaczęły rozlegać się pierwsze burzowe grzmoty skierowałam się w drogę powrotną. Cała trasa, ok. 45 minut, prowadziła przez las, aby zakończyć się u brzegu Dunajca. Tam już czekał flisak, który na tratwie przewoził wędrowców na drugą stronę rzeki. W pełnym słońcu pomaszerowałam w stronę Szczawnicy, a po burzy nie było śladu.


Praktycznie:
  • bilet wstępu na Trzy Korony kosztuje 5 PLN, ulgowy – 2,50 PLN,
  • przed wejściem na Sokolicę również pobierana jest opłata,
  • jeden bilet uprawnia do wejścia na oba szczyty. 


11 komentarzy:

  1. Uwielbiam takie wyprawy :) Zdobycie więcej niż jednego szczytu w ciągu dnia sprawia, że czuję się mistrzem świata. Dobrze, że burza Ciebie nie złapała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak czułam się jak mistrz świata :) Zmęczenie było, ale satysfakcja jeszcze większa. Faktycznie na Sokolicy grzmiała, ale kiedy tylko zeszłam do Szczawnicy chmury przeszły.

      Usuń
    2. Domyślam się,że sporo kalorii spaliłaś. Wiesz ile trasa miała kilometrów? Pytam z ciekawości :)

      Usuń
    3. Myślę, że ponad 10 km zrobiłam.

      Usuń
  2. Sokolica ze słynną sosną.Jakże miło było wrócić wspomnieniami w te okolice:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie jest mieszkać blisko gór :) Niestety ja teraz mieszkam w Poznaniu, więc minimum 5 godzin, że znaleźć sie w górach...
    A w Pieninach ostatnio byłam w dzieciństwie, jednak do teraz pamiętam widok z Trzech Koron :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bliska odległość zdecydowanie mobilizuje do górskich wędrówek. Ja za to nad Bałtykiem ostatni raz byłam w dzieciństwie :)

      Usuń
  4. Piękne zdjęcia! Uwielbiam Pieniny i Twoje zdjęcia nastroiły mnie do pieszych wędrówek!

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam góry latem, piękne zdjęcia. Pozdrawiam gorąco ❤️

    OdpowiedzUsuń
  6. Podobnym szlakiem (tylko u nas początek wędrówka miała w Czorsztynie)udało nam się wędrować w Pieninach. Muszę przyznać, że szlak jest tak piękny jak wymagający. Dawno się tak nie zmęczyłam na szlaku, ale widoki wynagradzają cały trud. Życzę dalszych, udanych wędrówek górskich, bo z Krakowa to rzut beretem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się w 100%. W górach każdy trud wynagradzają cudowne widoki. I to jest coś pięknego. Również życzę niezwykłych przeżyć w górach :)

      Usuń