sobota, 22 października 2016

OBLICZA ŚRODKOWYCH INDII


Kiedy tylko nadarzyła mi się okazja pojechania do Indii, od razu z niej skorzystałam. Bo kto by nie chciał, choć na chwilę, wniknąć w ten całkiem odmienny świat.
Przed wyjazdem miałam jakieś swoje wyobrażenie o tym kraju. Zdawałam sobie sprawę jak bardzo różni się od Europy. Jednak już na miejscu wszystkie moje wizje roztrzaskały się o twardy bruk. Czas na kilka moich refleksji i spostrzeżeń. Ale dotyczą one tylko jednego stanu, który udało mi się zobaczyć i nie wiem czy życie w pozostałych regionach wygląda podobnie.

Do Indii udałam się na targi turystyczne. Wszystko odbywało się w regionie Madhya Pradesh, który ze względu na swoje centralne położenie zwany jest „sercem Indii”. Zamieszkuje go ponad 70 mln osób. Główną gałęzią gospodarki jest rolnictwo oraz przemysł tekstylny. To tutaj znajdują się duże plantacje bawełny i manufaktury, gdzie wyrabia się sari. 


Stolicą Madhya Pradesh jest Bhopal umiejscowiony nad dwoma sztucznie utworzonymi jeziorami. Co ciekawe miasto to zamieszkuje dość spora populacja muzułmanów (ok. 23 %).


Jak się okazało sam Bhopal i zachodnia część tego regionu, którą zwiedzałam w ramach Fam Tripu, jest bardzo mało popularna wśród zagranicznych turystów. Podczas mojego pobytu nie widziałam żadnego zwiedzającego spoza kraju.

Dzięki targom turystycznym mogłam zobaczyć dwa oblicza Indii. Z jednej strony luksusowe hotele, z wystawnymi kolacjami, pamiętające jeszcze czasy kolonialne Natomiast zaraz po wyjściu z obiektu ukazywał się całkiem inny świat, od którego nie mogłam oderwać wzroku.

Moja październikowa wyprawa do Indii była pierwszą wizytą w tym kraju i z pewnością nie ostatnią. To co zobaczyłam czasami przyprawiało o wielkie zdumienie, a innym razem budziło niedowierzanie. I nie mówię tutaj o zabytkach. Mam na myśli codzienne życie mieszkańców. 

Cała zabawa rozpoczęła się już na lotnisku w Bhopalu. Kiedy wszyscy pasażerowie wysiedli z samolotu i weszli do budynku oczekując na bagaż, strażnik okręcił klamkę u drzwi grubym łańcuchem i zamknął na kłódkę (chyba nie oczekiwano w najbliższym czasie kolejnego samolotu). Po kilkuminutowym chaosie i upewnianiu się czy zostałam przydzielona do dobrego hotelu, mogła wsiąść do autobusu. Najpierw należało oddać bagaż kierowcy, który podał go chłopcu siedzącemu w głębokim bagażniku. Takie miał zajęcie! Układanie i upychanie toreb. Sam autokar okazał się dość przestarzałym modelem, ale wciąż na chodzie i pewnie wyjeździ jeszcze sporo kilometrów nim zostanie przeznaczony na złom. Za całą klimatyzację służyły małe wiatraki przymocowane nad siedzeniami. Po utorowaniu sobie przejazdu na ulicę - ruszyliśmy.

ULICA

W Indiach panuje ruch lewostronny. Owszem są tam autostrady i dwupasmówki, ale prawdziwą atrakcją jest poruszanie się po ulicach w miastach. W większości są dość wąskie i naprawdę w kiepskim stanie, pełne wybojów i dziur. Czasami wyminięcie się to prawdziwe wyzwanie. Po drogach jeżdżą i chodzą wszyscy. Przejść dla pieszych i sygnalizacji świetlnej jest bardzo mało (nawet jeśli gdzieś jest to zwykle nie działa).


Prawdziwymi królami szos są skutery i małe motory. To chyba główny środek transportu mieszańców (publicznych autobusów oraz taksówek nie zauważyłam). Suną na nich wszyscy: mężczyźni, kobiety w sari, muzułmanki w chustach zakrywających ich twarze, dzieci. Jeżdżą po kilka osób, czasami załadowani różnymi towarami (udało mi się zobaczyć dwóch mężczyzn wiozących krzesło). Oczywiście o kaskach należy zapomnieć, bo nikt się nimi nie przejmuje. Suną więc szaleńczo, niezwykłymi slalomami, wymijając się wzajemnie. 


Sama miałam okazję doświadczyć takiej przejażdżki. Kiedy pierwszego dnia ja i moja nowa poznana koleżanka zgubiłyśmy się w Bhopalu, swoją pomoc ofiarowało dwóch Hindusów na skuterach. Podwieźli nas do hotelu, ale nie chcieli pieniędzy. Zależało im na czymś innym :) O tym w dalszej części.

Co jeszcze można zobaczyć na drogach? Wszystko! Wymijają się na nich rowerzyści (w mniejszości), samochody, kolorowe ciężarówki, tuk-tuki, krowy, psy, autokary. A między nimi przechodzą piesi wytyczający kręte ścieżki. Przepisy ruchu drogowego są chyba nie do końca przestrzegane. A jeśli ktoś zatarasuje ulicę to zawsze można jechać pod prąd! Niezwykle ciekawe jest to, że wszyscy trąbią. Przez całą drogę i na każdego. Czasami chyba bez powodu, tylko ot z przyzwyczajenia. Jeśli ktoś włącza się do ruchu to niekoniecznie obraca się za siebie. Przecież ten nadjeżdżający z tyłu zawsze może wyhamować.

Prawdziwą frajdą jest przejażdżka tu-tukiem. Te małe pojazdy kręcą jest wszędzie. I za niewygórowaną cenę można dojechać nimi w miejsce przeznaczenia. 


Trasę wynoszącą 6 km pokonałam za 150 rupii (ok. 9 zł). Obłąkańcza jazda i wiatr we włosach gwarantowane. Jedyne co mnie zastanawiało to lusterka w tuk-tukach. Były one tak przymocowane, że umożliwiały kierowcy obserwowanie pasażerów, a nie tego co się dzieje z tyłu na drodze. Należy jeszcze wspomnieć o policjantach. Owszem byli obecnie na ulicach, czasami nawet zdarzało im się kierować ruchem, ale nikt na nich w swoim pędzie nie zwracał większej uwagi. Muszę przyznać, że bardziej zatłoczonych i wypełnionych tak różnorodnymi pojazdami i zwierzętami ulic nigdy nie widziałam.

LUDZIE

Tak jak wspominałam w zachodniej części Madhya Pradesh zagranicznych turystów nie ma zbyt wielu. Z tego względu biały człowiek budził ogromne zainteresowanie. Hindusi podchodzili z telefonami w dłoni i chcieli zrobić sobie ze mną zdjęcia. Podczas wędrówki po Bhopalu zatrzymała się przy mnie para na skuterze, aby odbyć sesję fotograficzną. Czas na dokończenie historii z poprzedniego akapitu. Mężczyźni za podwiezienie do hotelu oczekiwali, że zapozujemy z nimi do wspólnych zdjęć :) A jakże, na uśmiechaniu się do aparatu spędziłyśmy trochę czasu.

Chodząc po mieście miałam wrażenie, że wodzi za mną niezliczona para oczów. Z jednej strony to było dość zabawne, z drugiej trochę przerażające, kiedy uświadomiłam sobie, że ci ludzie nigdy nie widzieli osoby z innego kręgu kulturowego. Większość z nich nie mówiła po angielsku. Tylko po wymierzonym w moją stronę aparacie fotograficznym wiedziałam czego oczekują. Jak ostatnio sprawdziłam analfabetyzm w Bhopalu wynosi ok. 85%. Statystyki są bezwzględne.


Podczas mojego pobytu widziałam życie niższych grup społecznych na wsi oraz w mieście. W większych ośrodkach wszystko toczy się na ulicach. Na poboczach siedzą ludzie świadczący różne usługi. Był szewc ze swoim niewielkim kramem, kobiety sprzedające błyskotki, leżały stosy opon, z których miały powstać bliżej nie opisane rzeczy. 


W naprędce skleconych budach działały małe sklepiki. Jedzenie można było kupić od handlarzy eksponujących swój towar na wózkach z dużymi drewnianymi kołami. Czasami pod ścianami budynków małych, krętych uliczek na brudnych szmatach leżeli najubożsi, których głowy obsiadały muchy. A wszędzie panował nieopisany gwar i brud (walające się wszędzie śmieci są obrazkiem powszechnym, i co ciekawe nie zauważyłam, aby gdziekolwiek umieszczono kosze na odpadki). Głosy mieszały się z ciągłymi nawoływaniami sprzedawców i klaksonami przejeżdżających tuk-tuków.


Chociaż takie obrazki mogą wywoływać skrajne uczucia, to wiejskie życie budziło jeszcze więcej emocji. Przemierzając drogi zachodniej części stanu Madhya Pradesh przy ulicy wyrastały małe chatki sklecone z gliny, słomy czy drewna. Zwykle za dach służyła blacha obciążona kamieniami. Czasami nie miały okien ani drzwi, a zamiast podłogi było klepisko. 


Wyrastały w małych grupkach, bądź stały całkiem samotnie, pośrodku niczego. Gdzieś w oddaleniu od większych skupisk ludzkich. Z odrobiną pola w tyle. Co robili ich mieszkańcy? Zwykle siedzieli przed swoimi domostwami patrząc w przestrzeń. Zdarzało się, że doglądali suszącego się zboża i kukurydzy. Gdzieniegdzie przed budynkami znajdowały się łóżka zrobione z drewna i sznurów. Nocą rozkładano je przed drzwiami i spano pod gołym niebem. Jedna żarząca się żarówka to już luksus. Bywało, że całe rodziny po zapadnięciu zmierzchu siedziały po ciemku. Wychudzeni, wraz ze swoimi wychudzonymi kozami czy krowami wodzili wzrokiem za przejeżdżającymi ciężarówkami. 


Dziś trudno sobie wyobrazić jak ludzie mogą żyć w takim ubóstwie. Biorąc pod uwagę, że miałam kontakt z Hindusami z wyższych warstw społecznych, którym pieniędzy nie brakowało. A mężczyzna z brzuszkiem uchodził za takiego, któremu dobrze się powodzi w życiu.

HOTELE

W Indiach miałam okazję spać w hotelach o różnym standardzie. Zaczęłam od tego z pięcioma gwiazdkami. Był to dość rozległy obiekt utrzymany w kolonialnym stylu. Biała fasada kontrastowała z wszechobecną zielenią i równiutko przyciętymi żywopłotami. Pokój bardzo czysty z przestronną łazienką. Na zewnątrz basen i restauracja pod drzewem mango. 


Obsługa również była bez zarzutu. Boy hotelowy taszcząc moją walizkę zaprowadził mnie do pokoju, a recepcjonista każdego poranka troszczył się abym nie zaspała na śniadanie. 


Tak wyglądało hotelowe życie, gdzie nad basenem można było by spędzić całe wakacje. Jednak po opuszczeniu jego terenu wyłaniał się ten prawdziwy świat. Na drodze stała popsuta ciężarówka, której nikt nie myślał usunąć. Wąska jezdnia sąsiadowała z wyboistym chodnikiem pełnym wystających kamieni i piachu. Gdzieniegdzie kierowcy nawoływali do swoich tuk-tuków, a w powietrzu unosił się nieopisany smród.

Hotele trzygwiazdkowe miały największy problem z łazienką. Nie była czysta. Sam prysznic nie był wydzielony za pomocą zasłonki i podczas kąpieli woda zalewała całe pomieszczenie. Hotel dwugwiazdkowy również nie grzeszył czystością, na co składały się obdarte i przybrudzone ściany. 

Miałam też okazję nocować w bungalowach malowniczo położnych nad rozległym stawem w otoczeniu zieleni. Tutaj największym problemem okazały się zwierzaki. Do mojego pokoju wtargnęły mrówki, które na swoich barkach postanowiły wynieść martwego robaka. Natomiast w łazience zamieszkała żaba. Te niedogodności wynagrodziło stado małp wyprawiające dzikie harce o poranku. Wyobraźcie sobie, że o siódmej rano odsłaniacie zasłony i widzicie dużą małpę przeskakującą z jedno drzewa na drugie. Uśmiech od razu maluje się na twarzy.


Jadąc do Indii trzeba przygotować się na dość duży wstrząs kulturowy. W tej części stanu Madhya Pradesh, gdzie właściwie nie było turystów z zagranicy jeszcze bardziej czuło się dysproporcje społeczne. Tak jak pisałam, nie wiem jak sprawa wygląda w innych regionach, ale z pewnością do Indii jeszcze powrócę.

Całą moją podróż po Indiach znajdziecie TUTAJ.

5 komentarzy:

  1. Hah, jak tylko przeczytałam o sesji foto, przypomniałam sobie jak to wyglądało w Iranie! Istne szaleństwo! Na początku to nawet miłe, ale po tygodniu już tak mnie to zmęczyło, że miałam serdecznie dość...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha to była ciekawa rzecz. Dwie blondynki spacerujące ulicą pełną Indusów wzbudzały duże zainteresowanie. Początkowo faktycznie to była ciekawa rzecz, ale po kilku dniach już trochę męczyło.

      Usuń
  2. Podroż do Indii to na pewno fascynujące a zarazem szokujące doznanie. Inne życie, ludzie, kultura. Nie wiem czy potrafiła bym się odnaleźć w takim miejscu. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z ciekawością czytam wrażenia z Indii, choć do tamtych rejonów na razie mnie nie ciągnie. I mimo, że słyszałam i czytałam sporo o owej osławionej odmienności kulturowej i kontrastach to zapewne i tak bym była zaskoczona, bo podobno- tego się nie da sobie wyobrazić! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szok kulturowy jest naprawdę duży i trudno sobie wyobrazić jak wygląda życie w Indiach jedynie z opowieści. To trzeba zobaczyć samemu!

      Usuń