Kiedy tylko nadarzyła mi się okazja
pojechania do Indii, od razu z niej skorzystałam. Bo kto by nie
chciał, choć na chwilę, wniknąć w ten całkiem odmienny świat.
Przed wyjazdem miałam jakieś swoje wyobrażenie o tym kraju.
Zdawałam sobie sprawę jak bardzo różni się od Europy. Jednak już
na miejscu wszystkie moje wizje roztrzaskały się o twardy bruk.
Czas na kilka moich refleksji i spostrzeżeń. Ale dotyczą one tylko
jednego stanu, który udało mi się zobaczyć i nie wiem czy życie
w pozostałych regionach wygląda podobnie.
Do Indii udałam się na targi
turystyczne. Wszystko odbywało się w regionie Madhya Pradesh, który
ze względu na swoje centralne położenie zwany jest „sercem
Indii”. Zamieszkuje go ponad 70 mln osób. Główną
gałęzią gospodarki jest rolnictwo oraz przemysł tekstylny. To
tutaj znajdują się duże plantacje bawełny i manufaktury, gdzie
wyrabia się sari.
Stolicą Madhya Pradesh jest Bhopal umiejscowiony
nad dwoma sztucznie utworzonymi jeziorami. Co ciekawe miasto to
zamieszkuje dość spora populacja muzułmanów (ok. 23 %).
Jak się okazało sam Bhopal i
zachodnia część tego regionu, którą zwiedzałam w ramach Fam
Tripu, jest bardzo mało popularna wśród zagranicznych turystów.
Podczas mojego pobytu nie widziałam żadnego zwiedzającego spoza
kraju.
Dzięki targom turystycznym mogłam
zobaczyć dwa oblicza Indii. Z jednej strony luksusowe hotele, z
wystawnymi kolacjami, pamiętające jeszcze czasy kolonialne
Natomiast zaraz po wyjściu z obiektu ukazywał się całkiem inny
świat, od którego nie mogłam oderwać wzroku.
Moja październikowa wyprawa do Indii
była pierwszą wizytą w tym kraju i z pewnością nie ostatnią. To
co zobaczyłam czasami przyprawiało o wielkie zdumienie, a innym
razem budziło niedowierzanie. I nie mówię tutaj o zabytkach. Mam
na myśli codzienne życie mieszkańców.
Cała zabawa rozpoczęła
się już na lotnisku w Bhopalu. Kiedy wszyscy pasażerowie wysiedli
z samolotu i weszli do budynku oczekując na bagaż, strażnik
okręcił klamkę u drzwi grubym łańcuchem i zamknął na kłódkę
(chyba nie oczekiwano w najbliższym czasie kolejnego samolotu). Po kilkuminutowym chaosie i
upewnianiu się czy zostałam przydzielona do dobrego hotelu, mogła
wsiąść do autobusu. Najpierw należało oddać bagaż kierowcy,
który podał go chłopcu siedzącemu w głębokim bagażniku. Takie
miał zajęcie! Układanie i upychanie toreb. Sam autokar okazał się
dość przestarzałym modelem, ale wciąż na chodzie i pewnie
wyjeździ jeszcze sporo kilometrów nim zostanie przeznaczony na
złom. Za całą klimatyzację służyły małe wiatraki przymocowane
nad siedzeniami. Po utorowaniu sobie przejazdu na ulicę - ruszyliśmy.
ULICA
W Indiach panuje ruch lewostronny.
Owszem są tam autostrady i dwupasmówki, ale prawdziwą atrakcją
jest poruszanie się po ulicach w miastach. W większości są dość
wąskie i naprawdę w kiepskim stanie, pełne wybojów i dziur.
Czasami wyminięcie się to prawdziwe wyzwanie. Po drogach jeżdżą
i chodzą wszyscy. Przejść dla pieszych i sygnalizacji świetlnej
jest bardzo mało (nawet jeśli gdzieś jest to zwykle nie działa).
Prawdziwymi królami szos są skutery i małe motory. To chyba główny
środek transportu mieszańców (publicznych autobusów oraz taksówek
nie zauważyłam). Suną na nich wszyscy: mężczyźni, kobiety w
sari, muzułmanki w chustach zakrywających ich twarze, dzieci.
Jeżdżą po kilka osób, czasami załadowani różnymi towarami
(udało mi się zobaczyć dwóch mężczyzn wiozących krzesło).
Oczywiście o kaskach należy zapomnieć, bo nikt się nimi nie
przejmuje. Suną więc szaleńczo, niezwykłymi slalomami, wymijając
się wzajemnie.
Sama miałam okazję doświadczyć takiej
przejażdżki. Kiedy pierwszego dnia ja i moja nowa poznana koleżanka
zgubiłyśmy się w Bhopalu, swoją pomoc ofiarowało dwóch Hindusów
na skuterach. Podwieźli nas do hotelu, ale nie chcieli pieniędzy.
Zależało im na czymś innym :) O tym w dalszej części.
Co jeszcze można zobaczyć na drogach?
Wszystko! Wymijają się na nich rowerzyści (w mniejszości),
samochody, kolorowe ciężarówki, tuk-tuki, krowy, psy, autokary. A
między nimi przechodzą piesi wytyczający kręte ścieżki.
Przepisy ruchu drogowego są chyba nie do końca przestrzegane. A
jeśli ktoś zatarasuje ulicę to zawsze można jechać pod prąd!
Niezwykle ciekawe jest to, że wszyscy trąbią. Przez całą drogę
i na każdego. Czasami chyba bez powodu, tylko ot z przyzwyczajenia.
Jeśli ktoś włącza się do ruchu to niekoniecznie obraca się za
siebie. Przecież ten nadjeżdżający z tyłu zawsze może
wyhamować.
Prawdziwą frajdą jest przejażdżka
tu-tukiem. Te małe pojazdy kręcą jest wszędzie. I za
niewygórowaną cenę można dojechać nimi w miejsce przeznaczenia.
Trasę wynoszącą 6 km pokonałam za 150 rupii (ok. 9 zł).
Obłąkańcza jazda i wiatr we włosach gwarantowane. Jedyne co mnie
zastanawiało to lusterka w tuk-tukach. Były one tak przymocowane,
że umożliwiały kierowcy obserwowanie pasażerów, a nie tego co
się dzieje z tyłu na drodze. Należy jeszcze wspomnieć o
policjantach. Owszem byli obecnie na ulicach, czasami nawet zdarzało
im się kierować ruchem, ale nikt na nich w swoim pędzie nie
zwracał większej uwagi. Muszę przyznać, że bardziej zatłoczonych
i wypełnionych tak różnorodnymi pojazdami i zwierzętami ulic
nigdy nie widziałam.
LUDZIE
Tak jak wspominałam w zachodniej
części Madhya Pradesh zagranicznych turystów nie ma zbyt wielu. Z
tego względu biały człowiek budził ogromne zainteresowanie.
Hindusi podchodzili z telefonami w dłoni i chcieli zrobić sobie ze
mną zdjęcia. Podczas wędrówki po Bhopalu zatrzymała się przy
mnie para na skuterze, aby odbyć sesję fotograficzną. Czas na
dokończenie historii z poprzedniego akapitu. Mężczyźni za
podwiezienie do hotelu oczekiwali, że zapozujemy z nimi do wspólnych
zdjęć :) A jakże, na uśmiechaniu się do aparatu
spędziłyśmy trochę czasu.
Chodząc po mieście miałam wrażenie,
że wodzi za mną niezliczona para oczów. Z jednej strony to było
dość zabawne, z drugiej trochę przerażające, kiedy uświadomiłam
sobie, że ci ludzie nigdy nie widzieli osoby z innego kręgu
kulturowego. Większość z nich nie mówiła po angielsku. Tylko po
wymierzonym w moją stronę aparacie fotograficznym wiedziałam czego
oczekują. Jak ostatnio sprawdziłam analfabetyzm w Bhopalu wynosi
ok. 85%. Statystyki są bezwzględne.
Podczas mojego pobytu widziałam życie niższych grup społecznych na wsi oraz w mieście. W większych
ośrodkach wszystko toczy się na ulicach. Na poboczach siedzą
ludzie świadczący różne usługi. Był szewc ze swoim niewielkim
kramem, kobiety sprzedające błyskotki, leżały stosy opon, z
których miały powstać bliżej nie opisane rzeczy.
W naprędce
skleconych budach działały małe sklepiki. Jedzenie można było
kupić od handlarzy eksponujących swój towar na wózkach z dużymi
drewnianymi kołami. Czasami pod ścianami budynków małych, krętych
uliczek na brudnych szmatach leżeli najubożsi, których głowy
obsiadały muchy. A wszędzie panował nieopisany gwar i brud
(walające się wszędzie śmieci są obrazkiem powszechnym, i co
ciekawe nie zauważyłam, aby gdziekolwiek umieszczono kosze na
odpadki). Głosy mieszały się z ciągłymi nawoływaniami
sprzedawców i klaksonami przejeżdżających tuk-tuków.
Chociaż takie obrazki mogą wywoływać
skrajne uczucia, to wiejskie życie budziło jeszcze więcej emocji.
Przemierzając drogi zachodniej części stanu Madhya Pradesh przy
ulicy wyrastały małe chatki sklecone z gliny, słomy czy drewna.
Zwykle za dach służyła blacha obciążona kamieniami. Czasami nie
miały okien ani drzwi, a zamiast podłogi było klepisko.
Wyrastały
w małych grupkach, bądź stały całkiem samotnie, pośrodku
niczego. Gdzieś w oddaleniu od większych skupisk ludzkich. Z odrobiną pola w tyle. Co robili ich mieszkańcy? Zwykle siedzieli
przed swoimi domostwami patrząc w przestrzeń. Zdarzało się, że
doglądali suszącego się zboża i kukurydzy. Gdzieniegdzie przed
budynkami znajdowały się łóżka zrobione z drewna i sznurów.
Nocą rozkładano je przed drzwiami i spano pod gołym niebem. Jedna
żarząca się żarówka to już luksus. Bywało, że całe rodziny
po zapadnięciu zmierzchu siedziały po ciemku. Wychudzeni, wraz ze
swoimi wychudzonymi kozami czy krowami wodzili wzrokiem za
przejeżdżającymi ciężarówkami.
Dziś trudno sobie wyobrazić
jak ludzie mogą żyć w takim ubóstwie. Biorąc pod uwagę, że
miałam kontakt z Hindusami z wyższych warstw społecznych, którym
pieniędzy nie brakowało. A mężczyzna z brzuszkiem uchodził za
takiego, któremu dobrze się powodzi w życiu.
HOTELE
W Indiach miałam okazję spać w
hotelach o różnym standardzie. Zaczęłam od tego z pięcioma
gwiazdkami. Był to dość rozległy obiekt utrzymany w kolonialnym
stylu. Biała fasada kontrastowała z wszechobecną zielenią i
równiutko przyciętymi żywopłotami. Pokój bardzo czysty z
przestronną łazienką. Na zewnątrz basen i restauracja pod drzewem
mango.
Obsługa również była bez zarzutu. Boy hotelowy taszcząc
moją walizkę zaprowadził mnie do pokoju, a recepcjonista każdego
poranka troszczył się abym nie zaspała na śniadanie.
Tak
wyglądało hotelowe życie, gdzie nad basenem można było by
spędzić całe wakacje. Jednak po opuszczeniu jego terenu wyłaniał
się ten prawdziwy świat. Na drodze stała popsuta ciężarówka,
której nikt nie myślał usunąć. Wąska jezdnia sąsiadowała z
wyboistym chodnikiem pełnym wystających kamieni i piachu.
Gdzieniegdzie kierowcy nawoływali do swoich tuk-tuków, a w
powietrzu unosił się nieopisany smród.
Hotele trzygwiazdkowe miały największy
problem z łazienką. Nie była czysta. Sam prysznic nie był
wydzielony za pomocą zasłonki i podczas kąpieli woda zalewała
całe pomieszczenie. Hotel dwugwiazdkowy również nie grzeszył
czystością, na co składały się obdarte i przybrudzone ściany.
Miałam też okazję nocować w bungalowach malowniczo położnych
nad rozległym stawem w otoczeniu zieleni. Tutaj największym
problemem okazały się zwierzaki. Do mojego pokoju wtargnęły
mrówki, które na swoich barkach postanowiły wynieść martwego
robaka. Natomiast w łazience zamieszkała żaba. Te niedogodności
wynagrodziło stado małp wyprawiające dzikie harce o poranku.
Wyobraźcie sobie, że o siódmej rano odsłaniacie zasłony i
widzicie dużą małpę przeskakującą z jedno drzewa na drugie.
Uśmiech od razu maluje się na twarzy.
Jadąc do Indii trzeba przygotować się
na dość duży wstrząs kulturowy. W tej części stanu Madhya
Pradesh, gdzie właściwie nie było turystów z zagranicy jeszcze
bardziej czuło się dysproporcje społeczne. Tak jak pisałam, nie
wiem jak sprawa wygląda w innych regionach, ale z pewnością do
Indii jeszcze powrócę.
Całą moją podróż po Indiach znajdziecie TUTAJ.
Całą moją podróż po Indiach znajdziecie TUTAJ.
Hah, jak tylko przeczytałam o sesji foto, przypomniałam sobie jak to wyglądało w Iranie! Istne szaleństwo! Na początku to nawet miłe, ale po tygodniu już tak mnie to zmęczyło, że miałam serdecznie dość...
OdpowiedzUsuńHaha to była ciekawa rzecz. Dwie blondynki spacerujące ulicą pełną Indusów wzbudzały duże zainteresowanie. Początkowo faktycznie to była ciekawa rzecz, ale po kilku dniach już trochę męczyło.
UsuńPodroż do Indii to na pewno fascynujące a zarazem szokujące doznanie. Inne życie, ludzie, kultura. Nie wiem czy potrafiła bym się odnaleźć w takim miejscu. :)
OdpowiedzUsuńZ ciekawością czytam wrażenia z Indii, choć do tamtych rejonów na razie mnie nie ciągnie. I mimo, że słyszałam i czytałam sporo o owej osławionej odmienności kulturowej i kontrastach to zapewne i tak bym była zaskoczona, bo podobno- tego się nie da sobie wyobrazić! :-)
OdpowiedzUsuńSzok kulturowy jest naprawdę duży i trudno sobie wyobrazić jak wygląda życie w Indiach jedynie z opowieści. To trzeba zobaczyć samemu!
Usuń