środa, 7 września 2016

MÓJ MADRYCKI SZLAK


Madryt nie skradł mojego serca, może poruszył tylko jego skrawek. To duże miasto oddychające codziennym zgiełkiem, rykiem samochodów i gwarem przelewających się osób.
To miasto niezwykle zatłoczone wypełnione po brzegi spieszącymi się ludźmi. Miałam nieprzyjemne wrażenie, że ten tłum złożony z mieszkańców i turystów pędzi gdzieś bez celu, wciąż do przodu, jakby ta ciągła pogoń była całą codziennością. Madryt nie zrobił na mnie oszałamiającego wrażenia również po względem architektonicznym. Nie przygwoździł mnie do ziemi swoimi kamieniczkami ani zielonymi placami. Podczas tych kilku dni majowych zdołałam jednak wyłuskać kilka obiektów, które sprawiły, że przystanęłam przed nimi na dłuższą chwilę.

Błędny rycerz zaklęty w brązie

Niedaleko Pałacu Królewskiego natrafiłam na Plaza de España, czyli Plac Hiszpański. Tam niezwykle zainteresował mnie pewien monument górujący nad niewielkim stawem oraz zieleniejącymi się drzewami. 


Oto na podwyższeniu z kryzą pod szyją i książką w dłoni siedział sam Miguel Cervantes. Wszyscy znamy przygody Don Kichota z La Manchy. Ten błędny rycerz wyruszył na swym koniu Rosynancie w poszukiwaniu przygód. Towarzyszył mu giermek Sancho Panza. Jak na prawdziwego rycerza przystało Don Kichot wybrał damę serca. Została nią wieśniaczka Aldonza Lorenzo, która urasła do rangi Dulcynei z Toboso.

W mieścinie pewnej, prowincji Manchy, której nazwiska nie powiem, żył niedawnymi czasy hidalgo pewien, z liczby tych, co to prócz spisy u siodła, szabliska starego, szkapy chudziny i paru gończych, niewiele co więcej mają(…) Straciwszy nareszcie rozum z kretesem, przyszła mu do łba myśl najgłupsza, na jaką kiedy bądź szaleniec się zdobył. Ubrdał sobie, że tak dla blasku własnej sławy, jako i dla dobra ojczyzny, wypada mu koniecznie zrobić się błędnym rycerzem, puścić się w świat szeroki konno i zbrojnie na wielkie przygody i te wszystkie praktyki, których się naczytał o słynnych rycerzach błędnych, żeby jak oni mszcząc krzywdy cudze, narażając się na wszelkie niebezpieczeństwa, na boje i trudy, dojść chwały nieśmiertelnej. Roiło się już w rozmarzonej głowinie nieborakowi, że co najmniej czeka go cesarstwo Trebizondy jako nagroda dzielności potężnego ramienia. Upojony tak słodkimi omamieniami i ponętą tej świetnej przyszłości, rozgorzał cały żądzą jak najprędszego uskutecznienia swoich zamysłów(...)

Pomnik Cervantesa powstał z inicjatywy władz Madrytu, które w 1916 roku rozpisały konkurs na realizację statuy pisarza z okazji trzechsetnej rocznicy śmierci pisarza. Monument oczom zwiedzającym ostatecznie ukazał się w 1930 roku.

Dla Don Kichota również znalazło się miejsce na placu. Siedzi na swym koniu w dumnej, wyprostowanej pozie z uniesioną dłonią. Tuż za nim podąża na ośle wierny sługa Sancho Panza. Obie figury wykonane z brązu przez hiszpańskiego rzeźbiarza Lorenzo Coullauta Valera są naprawdę pokaźnych rozmiarów. Chętnych do wdrapania się na cokół, aby znaleźć się obok książkowych bohaterów, nie brakowało.



Plaza de España w XVIII i XIX wieku pełnił funkcję garnizonu wojskowego i był przeznaczony do celów militarnych. Dopiero wraz z przełomem XIX i XX wieku został otwarty dla cywili.

Egipskie ślady w centrum miasta

Nieopodal Plaza de España, na wzgórzu Principe Pio natknęłam się na coś, czego zupełnie nie spodziewałam się zobaczyć. Pośród zieleni w sąsiedztwie niedużych stawów zauważyłam egipską świątynię. W pierwszej chwili pomyślałam, że to budowla wzorowana na tych powstałych przed wiekami w państwie faraonów. Jak się później okazało nie powstała na hiszpańskiej ziemi, ale przypłynęła wprost znad Nilu.


Z początkiem XX wieku niedaleko miasta Asuan wybudowano tamę na Nilu. Wzburzone wody zalały wznoszące się nad brzegiem rzeki starożytne świątynie (w tym świątynię Debod). W 1960 roku podjęto decyzję o stworzeniu kolejnej zapory – Wielkiej Tamy Asuańskiej. Wówczas egiptolodzy przystąpili do ratowania egipskich zabytków. Swoją pomoc ofiarowała Hiszpania, której przekazano świątynię Amona-Amaniego z Debod. W 1970 roku kamienne elementy umieszczone w skrzyniach załadowano na statek, który wypłynął z Aleksandrii do Walencji. Stamtąd ruszyły do Madrytu. 


18 lipca 1972 roku świątynię Debod udostępniono do zwiedzania. Ta niewielka budowla liczy sobie ponad 2 tys. lat. Wzniósł ją król nubijski Adijalamani z Meroe, a następnie rozbudowywali władcy z dynastii Ptolemeuszy. Początkowo poświęcona została Amonowi zwanemu w języku meroickim Amani. Później stała się obiektem kultu Izydy.

Na Francuzów!

W sąsiedztwie świątyni Debod, przy Calle Ferraz, zaintrygował mnie niezwykły pomnik. To plątanina ciał żywych ludzi i umarłych. Z zaciętymi wyrazami twarzy posągowe figury tłoczyły się wokół armaty. A nad nimi unosił się anioł. 


Jak się okazało monument ten upamiętnia powstanie ludowe zwane Dos de Mayo. W 1808 roku Napoleon Bonaparte wkroczył do Hiszpanii i zajął Madryt. W mieście rządy zaczął sprawować namiestnik cesarza – marszałek Joachim Murat. Podejmowane przez niego decyzje szybko wzbudziły niezadowolenie mieszkańców. Deportował m.in. rodzinę królewską do Francji. W pałacu pozostawił jedynie dwoje dzieci: Marię Ludwikę oraz infanta Franciszka. Rankiem 2 maja pod pałac zajechały powozy, które miały zabrać ostatnich lokatorów. Niezadowoleni mieszkańcy, mnisi oraz duchowni zaczęli gromadzić się przed królewskim dworem. Rozwścieczony tłum rzucił się na marszałka i jego gwardię. Wkrótce tysiące ludzi wyległo na ulice. Udało im się opanować centrum Madrytu. Rozgorzała prawdziwa bitwa. Ostatecznie siły francuskie wspomagane przez mameluków stłumiły powstanie. 3 maja na wzgórzu Principe Pio dokonano egzekucji demonstrantów. 

Francisco Goya, Rozstrzelanie powstańców madryckich, 1814 r.

Według szacunków w powstaniu poległo od 200 do 1000 Hiszpanów oraz od 25 do 200 Francuzów. Każdego roku w dzielnicy Malasaña w pobliżu Plaza Dos de Mayo organizowane są uroczystości rocznicowe, których częścią jest walka byków.
 
Na łonie natury

W ciągu trzech dni spędzonych w Madrycie parokrotnie wracałam do rozległego Parku Retiro. Połacie zieleni upstrzone kwiatami przecinały liczne alejki. Gdzieniegdzie wybuchała w górę wodna kurtyna fontann. Największe wrażenie zrobił na mnie staw z przystanią dla łodzi oraz monumentalny posąg Alfonsa XII. Król dumnie spogląda ze swego konia na okolicę. Otocza go imponująca jońska kolumnada. Monument zaprojektował w 1902 roku José Grases Riera. Niestety nie doczekał końca prac, gdyż zmarł w 1919 roku. Przez kolejne trzy lata aż 20 architektów kontynuowało jego dzieło. Oficjalne odsłonięcie pomnika nastąpiła 6 czerwca 1922 roku.


Park Retiro powstał za panowania Filipa IV jako część kompleksu pałacowego Buen Retiro. Nad jego realizacją czuwał cały sztab europejskich specjalistów. Pierwotnie park był dużo większy niż obecnie. Wzdłuż alejek i kanałów posadzono migdałowce, leszczyny, dęby, wiśnie, drzewa pomarańczowe oraz rośliny egzotyczne. Obszar ten służył jako miejsce rozrywki dla króla i jego świty. Tutaj organizowano przedstawienia teatralne, liczne fiesty oraz walki byków. Każdy kolejny władca dokładał swoją cegiełką dbając o rozwój parku. 


Karol III otworzył na jego terenie królewską manufakturę gdzie oprócz wyrobów porcelanowych wytwarzano przedmioty z kości słoniowej, brązu oraz mozaiki. Kiedy władca przeprowadził się do Pałacu Królewskiego udostępnił rozległy park zwiedzającym. Musieli jednak być przyzwoicie ubrani i powinni godnie się zachowywać. Karol III zasłynął również jako założyciel zoo. Zwierzęta sprowadzono z Ameryki Południowej, Azji, Afryki i ulokowano na obszarze parku. Można było zobaczyć dzikie koty, niedźwiedzie oraz ptaki. Z czasem kolekcja powiększała się, a Alfons XIII wzbogacił ją o hieny, zebry, słonie, hipopotama, leopardy oraz małpy. Wielkim wydarzeniem był także lot balonem, który zorganizował pionier włoskiej aeronautyki Vicenzo Lunardi. W sierpniu 1792 roku balon wzniósł się w powietrze na wysokość ok. 300 metrów. Cała przyjemność trwała ok. 1 godzinę.


P.S. W Parku Retiro przedstawienia operowe organizował ostatni kastrat w historii opery - Carlo Maria Michelangelo Nicola Broschi zwany Farinelli, którego śpiew miał działać kojąco na zmagającego się z depresją Filipa V. 

Cała moja włóczęga do Madrycie znajduje się tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz