środa, 25 maja 2016

W OBLICZU NIESKOŃCZONOŚCI - KATEDRA W MALADZE


Kiedy pierwszego dnia po przylocie wyruszyłam na zwiedzanie Malagi, potężna dawka słońca uderzyła mnie prosto w twarz. Był koniec kwietnia, a blada skóra, po długiej zimie, spragniona była ciepła. Bez mapy, trochę na oślep i zupełnie zawładnięta słoneczną pogodą ruszyłam na poszukiwanie niezwykłych miejsc.

Szłam wąskimi chodnikami, a przed oczami mijały mi kolejne tapas bary, gdzie Hiszpanie delektowali się piwem oraz liczne fruterie z piętrzącymi się cytrusami. Miasto żyło swoim codziennym rytmem pozbawionym zbędnego pośpiechu. Autobusy bez dokładnego rozkładu jazdy sunęły w dół ulicy, a małe place napełniały się ludźmi. Co jakiś czas unosiłam w górę głowy, aby rozkoszować się widokiem kolorowych kamienic z bogato zdobionymi balkonami. Z każdym krokiem coraz bardziej wnikałam w miejskie życie.

Cudownym powiewem egzotyki okazały się drzewa pomarańczowe uginające się od owoców.


Ciągnęły się one wzdłuż ulic bądź gromadziły w zwartych grupach na skwerach czy w parkach. Oczarowana tym widokiem postanowiłam sięgnąć po jedną pomarańczę. Jak wielkie było moje rozczarowanie kiedy cząstki soczystego owocu zaczęły gorzko palić w podniebienie. Feralna degustacja szybko poszła w zapomnienie, gdyż przede mną wyrosła olbrzymia katedra.

Przez dłuższą chwilę próbowałam okrążyć całą budowlę, aby nic nie stracić z wystroju fasady oraz elewacji.


 Potężna bryła Katedry Wcielenia od wieków góruje nad miastem. Wzniesiona została w miejscu dawnego meczetu, a jej budowa trwała trzy wieki. Pierwsze szkice nakreślił w 1528 roku hiszpański architekt pochodzący z Burgos - Diego de Siloé. Jednak wierni ujrzeli świątynię w pełnej krasie dopiero pod koniec XVIII wieku. Przez miejscowych nazywana jest pieszczotliwie La Manquita co można przetłumaczyć jako „jednoręka dama”. Skąd takie określenie? Jak się okazało pierwotne plany przewidywały wzniesienie dwóch wież. Jednak problemy finansowe sprawiły, że wybudowano tylko jedną.


Kiedy nasyciłam już wzrok licznymi kolumnami zwieńczonymi korynckimi kapitelami, zdecydowałam się wejść do ośrodka. Po przekroczeniu progu świątyni głos zamarł mi w gardle, a głowa samoistnie uniosła się do góry. Świątynia oszałamia i przytłacza swoim ogromem. W jej wnętrzu dochodzi do głosu cała małość ludzkiej egzystencji.


Trzy pnące się ku górze nawy wsparte są na olbrzymich filarach powstałych na planie krzyża. Podtrzymują one bogato zdobione sklepienie, od którego trudno oderwać wzrok. Małe okna wpuszczają ograniczoną ilość światła. Przyjemny półmrok sprawia, że przyglądając się kolejnym kaplicom można odczuć obecność Boga. 15 kaplic skrywa 25 ołtarzy wykonanych z marmuru oraz złota.  Po chwili wzrok kieruje się na drewniane stalle chóru. Większość zdobiących je rzeźb wykonał hiszpański artysta wiązany z Malagą - Pedro de Mena. Ledwo zdążyłam nasycić wzrok drewnianymi figurami, gdy przede mną ukazały się masywne barokowe organy. 400 rur musi wydawać imponujący dźwięk. Niestety nie było mi dane usłyszeć ich możliwości.



Cała katedra to architektoniczny mariaż trzech stylów: gotyku, renesansu oraz baroku. Poszczególne elementy, chociaż stworzone w tak odmiennych epokach, doskonale się uzupełniają tworząc zachwycającą eklektyczną świątynię.

P.S.  Nie zapomnijcie poszukać obrazu wykonanego na skórze słonia!


Praktycznie:

  • katedra znajduje się w centrum Malagi (calle Molina Lario), nieopodal ruin teatru rzymskiego,
  • zwiedzanie możliwe jest od wtorku do niedzieli,
  • bilet normalny kosztuje 6 euro, ulgowy 3 euro.
Wszystkie wpisy z mojej podróży do Hiszpanii znajdziecie TUTAJ.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz