poniedziałek, 6 czerwca 2016

FIESTA POD KRZYŻEM


Do Kordoby dotarłam w pełnej nieświadomości tego, jaką niespodziankę przygotowało dla mnie to miasto. W kwietniowe popołudnie zalane słońcem roiło się od turystów i mieszkańców. 

Kiedy zagłębiłam się plątaninę wąskich, wybrukowanych uliczek usłyszałam huczną muzykę. Podążając jej śladem dotarłam na plac pod jednym z kościołów. Tam pod olbrzymim krzyżem z kwiatów trwała niczym niezakłócona fiesta. Był 28 kwietnia i właśnie rozpoczął się Cruces de Mayo, czyli festiwal krzyży.

Św. Helena, matka cesarza Konstantyna I Wielkiego, w 326 roku wyruszyła na pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Jej wielkim marzeniem było odnalezienie Krzyża Chrystusowego, który miał znajdować się na Golgocie pod postawionymi tam, za panowania cesarza Hadriana w II wieku, posągami Jowisza oraz Wenery. W tym celu udała się do Makarego, biskupa Jerozolimy. Z jego pomocą odnaleziono pod monumentami trzy krzyże. Legenda mówi, że na początku nie było wiadomo, na którym zmarł Jezus, dlatego pokuszono się o przeprowadzenie eksperymentu. Każdym z krzyży dotykano ciała pewnej chorej kobiety. Po przyłożeniu trzeciego nastąpiło cudowne ozdrowienie. Tak oto św. Helena odnalazła Krzyż Pański. Właśnie na pamiątkę tego wydarzenia w Hiszpanii obchodzone jest Cruces de Mayo.


Świętowanie w Kordobie rozpoczęło się na dobre. Spacerując krętymi, wąskimi uliczkami wypełnionymi ciasnymi sklepikami kuszącymi kolorowym towarem oraz tapas barami, co jakiś czas natrafiałam na przykościelne place oraz liczne patia. Łączyło je jedno: krzyże. Własnoręcznie zrobione, przez wspólnoty sąsiedzkie bądź lokalne stowarzyszenia, dumnie prezentowały się wszystkim przybyszom. 

Krzyże wykonuje się z żywych kwiatów. Najczęściej wybierane są do tego celu goździki (wszystkie krzyże, które udało mi się zobaczyć odznaczały się ciemnoczerwonym, wręcz burgundowym kolorem). Te kwiatowe konstrukcje nie stoją w pojedynkę. Zdobi je całe morze kwiatów doniczkowych, pokaźne wachlarze czy lampiony. Często ustawia się je w pobliżu fontann bądź innych ciekawych elementów architektonicznych. Wszystko po to, aby efekt końcowy był jak najbardziej zdumiewający. 


Od wczesnych godzin na placach rozbrzmiewała muzyka. Stoliki powoli zapełniały się świętującymi popijającymi piwo oraz sangrię. Tłum z każdą godziną gęstniał. Oto na placach przed kościołami wspólnie bawiły się całe rodziny. Dziadkowie z wnuczętami, rodzice z dziećmi. To nie przywilej jedynie osób młodych. To prawdziwa pochwała rodzinnego świętowania, bez spoglądania na zegarek, do późnych godzin nocnych.


Cruces de Mayo towarzyszy także konkurs szkół tańca flamenco. Wieczorem na Plaza de las Tendillas (główny plac Kordoby) przyciągnął mnie odgłos klaskania w dłonie oraz stuk obcasów. Na scenie właśnie rozpoczęły się pokazy. Od małych dzieci po osoby dorosłe. Wszyscy chcieli zaprezentować swoje umiejętności. Kolorowe, falbaniaste suknie co jakiś czas unosiły się w powietrze. Wachlarze i chusty z frędzlami wirowały przed oczami. A wszystko w rytm gitarowych dźwięków i mocnego głosu akompaniatorów. 

Cruces de Mayo trwał do 1 maja. Nie było mi dane doczekać do końca, aby przekonać się, który krzyż wygrał w konkursie na najładniejszą dekorację. Kolejne miasto czekało!

P.S. Cruces de Mayo odbywa się w całej Hiszpanii. W miejscowości Caravaca de la Cruz (nieopodal Murcji) mieszkańcy zanurzają krzyże w kanale nawadniającym pola. Ma to zagwarantować urodzaj.

Tutaj zobaczycie jak wyglądała cała moja wędrówka po Kordobie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz