Jak na indyjskie warunki Badami to właściwie miasteczko. Liczy około 30 tys. mieszkańców. Piętrzy się dumnie na wyżynie Dekan u stóp klifów powstałych z czerwonego piaskowca. Droga do niego była długa, ale warta każdej przejechanej godziny. Podróż z Aurangabadu zajęła mi ok. 12 godzin. Tyle czasu potrzebowałam, aby pokonać ponad 500 km.
Po rozmowach z właścicielem hotelu w Aurangabadzie mój towarzysz zapewnił mi cudowny przejazd nocnym autobusem. Może piszę to trochę z przekąsem, bo po całym dniu zwiedzania jaskiń w Ellorze miałam ochotę po prostu położyć się spać. Ku mojemu niezadowoleniu musiałam spakować się w 15 minut i ruszyć na stację autobusową.
Muszę jednak przyznać, że podróżowanie nocą było całkiem przyjemne. Po pierwsze nie doskwierał upał (do wnętrza pojazdu dostawało się chłodne powietrze), a drogi było puste, dzięki czemu długa jazda nie była uciążliwa. Nic dziwnego, że znaczna część Indusów decyduje się na nocne przejazdy (autobus był pełny).
Ostatecznie po zaliczeniu jeszcze dwóch przesiadek, wysiadłam na małym dworu w Badami. Było ok. godziny 12:00. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to czerwony piasek, którym pokryte były ulice. Wymieszany z wodą lepił się do butów, a w sypkiej postaci zataczał w powietrzu kręgi oraz osiadał na ubraniu.
Hotel, który zarezerwowałam jeszcze z Polski był bardzo przyzwoity (rano nawet leciała ciepła woda). Natomiast z łazienki roztaczał się malowniczy widok na czarne świnki grzebiące w rozsypanych na ulicy śmieciach. Taki koloryt lokalny ;) Chyba właśnie w Badami widziałam najwięcej tych wolno biegających zwierzaków, które żyły sobie radośnie na wolności, bo nikt (ze względów religijnych) nie robił zakusów na ich życie.
Po zostawieniu plecaków rozpoczęłam poszukiwanie czegoś do jedzenia. Byłam już zmęczona, więc nie tracąc sił na zbędne biegania po mieście zdecydowałam się na restaurację ulokowaną na przeciwko hotelu. I to był strzał w dziesiątkę! Knajpa mieściła się na zadaszonym tarasie i roztaczał się z niej widok na główną ulicę w Badami. A po niej poruszało się wszystko co tylko możecie sobie wyobrazić. Pośród zgiełku oraz ciągłych nawoływań widziałam kolorowe tuk-tuki, ciężarówki, pędzące motory, furmanki zaprzężone w krowy, biegające zwierzęta i próbujących przedostać się na drugą stronę przechodniów. Widok niezapomniany!
Wracając do restauracji: z dwóch stron otoczona była szczelnie siatką, aby nie dostały się do niej małpy, który skakały po wszystkich budynkach i podkradały owoce ze straganów. Samo jedzenie było wyborne. Pyszny smażony kurczak wynagrodził całe trudy podróży ;)
Następnego dnia zaczęłam poznawać miasto.
CO KONIECZNIE TRZEBA ZOBACZYĆ W BADAMI?
GROTY ŚWIĄTYNNE
Wykute w czerwonym piaskowcu jaskinie ukrywały w sobie naprawdę cuda. W tym kompleksie czterech pieczar znajdowały się imponujące posągi Wisznu, różnych wcieleń Śiwy i bóstw dżinijskich.
Precyzja wykonania rzeźb, filarów, kolumn oraz detali wprawiała w zdumienie, biorąc po uwagę, że jaskinie powstały w VI wieku. Znajdowały się na wzniesieniu ukryte wśród klifów. Co całym kompleksie grasowały małpy gotowe porwać wszystko co tylko trzymało się w dłoniach ;)
JEZIORO AGASTHYA
Sprzed jaskiń rozciągał się malowniczy widok na jezioro Agasthya. W jego zielonkawej wodzie odbijały się rozgrzane skały, które czerwieniejąc się w słońcu przypominały o kolejnym upalnym dniu. Przechadzając się wokół zbiornika widziałam jak nad jego brzegu toczy się codzienne życie. Schody zasłane były suszącymi się barwnymi ubraniami oraz kawałkami materiałów, które kobiety z wielkim mozołem uprały ręcznie.
Dalej kąpali się mężczyźni, ktoś łowił ryby, a z traw porastających jezioro głowy wystawiały bawoły wodne. Taki cudowny obrazek z codziennego życia.
Na przeciwległy brzegu ujrzałam grupę świątyń Bhutanatha. Czerwone budowle z licznymi kolumnami kontrastowały z soczystą zielenią roślinności. Wzniesiono je w VII i XI wieku i są bardzo często odwiedzane przez wyznawców Śiwy, który jest tutaj czczony pod postacią awatara (wcielenie bóstwa zstępującego na ziemię pod śmiertelną postacią) Bhutanatha - Boga Dusz.
SKAŁY I KLIFY
Całe Badami położone było w cieniu czerwonych skał. Zaraz za jeziorem znajdowało się muzeum oraz wejście na klify.
A na nich piętrzyły się małe hinduskie świątynie, pozostałości fortyfikacji i spichlerzy. Spacerując po rozgrzanych kamieniach miałam cudny widok na całe miasto, które spoczywało u moich stóp. Niezwykle przyjemnie było oderwać się od całego tłumu ludzi i po porostu spoglądać w dal przy powoli zachodzącym słońcu, z wiatrem muskającym moje policzki.
A na nich piętrzyły się małe hinduskie świątynie, pozostałości fortyfikacji i spichlerzy. Spacerując po rozgrzanych kamieniach miałam cudny widok na całe miasto, które spoczywało u moich stóp. Niezwykle przyjemnie było oderwać się od całego tłumu ludzi i po porostu spoglądać w dal przy powoli zachodzącym słońcu, z wiatrem muskającym moje policzki.
Praktycznie:
- wstęp do jaskiń kosztował 500 rupii,
- do muzeum archeologicznego wejdziecie za 5 rupii, nie wolno robić w nim zdjęć.
P.S. Badami to jedno z najpiękniejszych miast jakie widziałam. Tam czerwień mieszała się z unoszącym się w powietrzu pyłem i krzykiem małp. Tam nasze oddechy tonęły w dusznej atmosferze i słońcu palącym skórę.
TUTAJ poznacie całą moją indyjską przygodę.
Krajobraz piekny natomiast nie chcialabym tam zyc... Na wycieczke z checia bym pojechala bo jest co zwiedzac :)
OdpowiedzUsuńŻyć a zwiedzać to zupełnie coś innego. Warunki w jakich żyją ci najbiedniejsi są naprawdę straszne. I co najgorsze występują duża dysproporcje społeczne.
UsuńZ pewnością musiało to być niesamowite doswdoświadcz
OdpowiedzUsuń*doświadczenie
UsuńMnie nie ciagnie do takich miejsc, ale bardzo lubie kiedy ktos o nich pisze. zdjęcia bardzo ładne i fajnie sie poogladało.
OdpowiedzUsuńIndie jakos do mnie nie przemawiają, chociaż na Twoich zdjęciach prezentują się cudownie 😀 podróż z plecakiem? 🎒🙂
OdpowiedzUsuńDo Indii tylko z plecakiem ;) Z walizką naprawdę ciężko byłoby się przemieszczać.
UsuńJak oglądam takie zdjęcia, to aż ciężko uwierzyć, że gdzieś tam daleko funkcjonuje tak dziwny świat i ludzie tak żyją. Normalnie inna planeta, gdzieś dawno temu w odległej galaktyce, a nie tu i teraz:D
OdpowiedzUsuńTo prawda. Ciężko sobie wyobrazić, że w dzisiejszych czasach ktoś może nie mieć dostępu do bieżącej wody i prądu.
UsuńIle pięknym miejsc jest na świecie! Wspaniałe zdjęcia, te kolory... Miasto w skale wygląda niesamowicie!
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona, przepięknie. Po kilku miesiącach dobrze się wspomina Indi. Jak już się otrząsnęło po pierwszym szoku i zaaklimatyzowało, to zaczął się zachwyt. Jak żałuję, że tego nie widziałam! super to opisałaś:)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne jest to miasto, ale jestem zbyt wygodna, aby móc tam mieszkać na stałe
OdpowiedzUsuńTeż uważam że jest to pięknie miasto. Chyba kiedyś pojadę tam pozwiedzać te miasto.
OdpowiedzUsuńPiękne miasto! Mam nadzieję, że kiedyś będę miała okazję je odwiedzić :)
OdpowiedzUsuń