wtorek, 15 sierpnia 2017

TAJEMNICE ŚREDNIOWIECZNYCH ZAMKÓW: OGRODZIENIEC I RABSZTYN

Kiedy tylko sobotnie słońce ostatecznie pokonało chmury przekroczyłam granice województw i wkroczyłam na Szlak Orlich Gniazd, aby poznać tajemnice  niektórych średniowiecznych warowni.

Ta niezwykła trasa znajduje się na obszarze Jury Krakowsko-Częstochowskiej i liczy sobie 163 km.  Zamki malowniczo przycupnęły na wysokich skałach niczym gniazda uwite przez orły (stąd nazwa szlaku). Pierwszy przystanek zaplanowałam w Ogrodzieńcu. Już z okien samochodu ujrzałam bielejące na tle błękitnego nieba i piętrzące się na wapieniach ruiny.


Ruiny zawsze niosą ze sobą jakąś nostalgię. Przypominają o tym co minęło i są wspomnieniem dawnej świetności, która już nie wróci. Lubię wypełniać swoją głowę wyobrażeniami tego, jak mogło wyglądać życie w takich olbrzymich zamkach. Kto w nich zamieszkiwał? Jak upływały dni? Z drugiej strony ruiny skłaniają do refleksji. Każą myśleć o tym, że czas potrafi zatrzeć ślady wszelkiej wielkości i zamazać wspomnienia.

Zamek w Ogrodzieńcu wznosi się na wysokości ok. 515 m n.p.m. Jego budowa rozpoczęła się ok. 1350 roku z inicjatywy króla Kazimierza Wielkiego. Początkowo warownia składała się z trzykondygnacyjnej wieży oraz budynku z czterema pomieszczeniami . Istniała również Baszta Południowa zwana Wieżą Skazańców oraz brama, którą tworzyła szczelina między skałami.


W przeciągu lat zamek zmieniał swoich właścicieli, aby ok. 1523 roku trafić w ręce krakowskiej rodziny bankierów i kupców – Bonerów. To oni wznieśli kolejne baszty, most zwodzony oraz skrzydło zachodnie mieszczące sypialnie i bibliotekę. Ponadto nakazali wydrążyć studnię oraz skomunikowali cały dziedziniec za pomocą arkad, loggi i balkonów. Kres świetności zamku przyszedł w 1702 roku, kiedy to splądrowali go Szwedzi. Kolejni nabywcy nie byli w stanie utrzymać rozległej warowni i ok. 1810 roku została ostatecznie opuszczona przez ostatnich mieszkańców.


Zamek w Ogrodzieńcu na litografii Napoleona Ordy, 1881 rok.

Zamek w Ogrodzieńcu obecnie jest ruiną, ale niezwykle malowniczo zakomponowaną w otoczenie. Prowadzi przez niego specjalna trasa turystyczna, dzięki której mogłam zajrzeć w przeróżne zakamarki.


Już  po przejściu przez bramę otworzył się przede mną rozległy obszar porośniętego trawą podzamcza z grupą skał. Wyróżniał się tutaj biały, wapienny Wielbłąd.


Podczas całej trasy zobaczyłam wszystkie dostępne zamkowe pomieszczenia: od kuchni kurnej, przez izby mieszkalne po dziedziniec gospodarczy zwany Ptasznikiem.



Cały spacer wśród ruin i zaglądanie w przeróżne zakamarki był niezwykle ekscytujący biorąc pod uwagę, że z zamkiem związana jest pewna mroczna historia.

LEGENDA O CZARNYM PSIE

Otóż w 1669 roku kasztelan krakowski, wojewoda sandomierki oraz pan na Dankowie, Stanisław Warszycki, nabył Ogrodzieniec. W historii zapisał się m.in. tym, że brutalnie traktował swoje żony oraz poddanych. Jedną z nich miał w zwyczaju stale chłostać na dziedzińcu zamkowym i to na oczach służby. Natomiast kolejną, za niewierność, miał zamurować żywcem. Ile jest prawdy w tej historii nie wiadomo do końca, ale do dziś zachowała się grota nazwana Męczarnią Warszyckiego, gdzie miał znęcać się nad swoimi ofiarami. Kasztelan zgromadził duży majątek i ukrył go w Ogrodzieńcu oraz Dankowie. Był do tego stopnia przywiązany do bogactwa, że swojej córce nie ofiarował ani talara posagu. Ponoć po dziś dzień, w księżycowe noce, mężczyzna ukazuje się w ruinach pod postacią czarnego psa ciągnącego 3-metrowy łańcuch, aby strzec swojego skarbu. Wielu śmiałków próbowało go odnaleźć, ale jeszcze nikomu się to nie udało.

Około 20 minut piechotą od Ogrodzieńca znajduje się Gród na Górze Birów, czyli rekonstrukcja osady obronnej z czasów panowania ostatnich Piastów. Sam spacer przez las minął bardzo przyjemnie, ale do grodu prowadziły dość strome i wysokie schody.


Całość zbudowana była z drewna, a doskonałe usytuowanie (strome skały i przepaście) chroniły osadę przez najazdami wrogów. Pośrodku obwarowań znajdował się plac zwany majdanem. Tutaj toczyło się codzienne życie: kręcili się wojowie i handlarze, kowal naprawiał broń, dziewki umykały przed wzrokiem mężczyzn, a zewsząd słychać było rżenie koni.


Bardzo ciekawie prezentowała się odtworzona chata mieszkalna. Oczywiście pierwotnie zamiast szyb w oknach znajdowały się pergaminy z rybich pęcherzy. Funkcję podłogi spełniała ubita glina wymieszana ze słomą i utwardzona kamieniami. Całym wnętrzem była tylko jedna izba, dlatego została podzielona na kilka stref. Było tam łoże przykryte skórami, palenisko skąd dym uchodził specjalnym dymnikiem. W związku z tym, że nie znano jeszcze kominów to w izbach bardzo się kurzyło dlatego przylgnęła do nich nazwa kurna chata. Oczywiście musiało znaleźć się również miejsca na kącik kuchenny, gdzie gospodyni przygotowywała posiłku, a także stół. Często w izbach przebywały również drobne zwierzęta (kozy czy drób).


Jakże ciekawie było cofnąć się w czasie i zobaczyć w jak żyli pierwsi Słowianie. Po nasyceniu wzroku rozległymi połaciami lasów ruszyłam na południe.


Po ok. 30 km dotarłam do Rabsztyna. Tam na wzgórzu piętrzyły się zamkowe ruiny przyciągające wzrok szkieletami dużych okien. Pierwsze wzmianki o drewnianej warowni, która wznosiła się w tym miejscu pochodzą z XII wieku.

 Zamek w Rabszynie na litografii Napoleona Ordy, 1881 rok.

Za czasów Kazimierza Wielkiego powstał tutaj zamek murowany, a następnie przeszedł na własność Spytka Melsztyńskiego. Na przestrzeni wieków zmieniał swoich właścicieli, a w 1657 roku został ograbiony oraz spalony przez wycofujących się Szwedów. Niestety już nigdy nie odzyskał swojej świetności i na początku XIX wieku został całkowicie opuszczony. Pierwotnie na skale powstał gotycki zamek górny z czteropiętrową basztą i całym systemem fortyfikacji ziemnych.


Co ciekawe na przełomie XVI i XVII wieku ówcześni starości rabsztyńscy przeprowadzili rozbudowę w duchu renesansowym. Dzięki temu dolny zamek zyskał formę rezydencji magnackiej z ponad 40 pokojami bogato wyposażonymi. Ponoć materiał konieczny do przeprowadzenia prac budowlanych nosili chłopi na własnych barkach aż z Krakowa!

DZIKI ZWIERZ NA ZAMKU


Za panowania król Stefana Batorego na zamku w Rabsztynie mieściła się mała hodowla lwów. Wszystko dlatego, że monarcha lubił polowania oraz egzotyczne zwierzęta. Podobne hodowle zlokalizowane były w Krakowie, na Litwie oraz pod Warszawą.

Sam zamek zdecydowanie lepiej prezentował się z dystansu. Duże wrażenie robiły potężne otwory okienne. Kiedy przekroczyłam bramę i wyschłą fosę okazało się, że warownia obecnie jest odbudowywana. Cały obszar przeznaczony do zwiedzania jest dość mały. W sumie nie ma się co dziwić, gdyż przez bardzo długi był nieużytkowany i zwyczajnie niszczał zamieniając się w ruinę.



Praktycznie:
  • zwiedzanie zamku w Ogrodzieńcu możliwe jest od kwietnia do listopada, natomiast Grodu na Górze Birów: od maja do października,
  • bilet połączony do Ogrodzieńca i Birowa kosztuje 16 zł, ulgowy – 11 zł,
  • zamek w Rabsztynie zwiedzicie od kwietnia do października, bilet normalny to koszt 5 zł.

 

P.S. Czy wiecie, że w zamku w Ogrodzieńcu kręcono sceny do serialu Janosik w 1973 roku oraz filmu Zemsta w 2001 roku.

11 komentarzy:

  1. Piękne zdjęcia. Wiele historycznych informacji. Piękna autorka. Gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
  2. I ja tam byłam. Potwierdzam. Wspaniałe miejsce na weekendowy wypad. Zwłaszcza, że nieopodal zamku w Ogrodzieńcu jest Rodzinne Centrum Rozrywki czyli park linowy, tor saneczkowy, park miniatur - zamki Jury Krakowsko-Częstochowskiej, park doświadczeń i wiele innych atrakcji. Lolitka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe miejsca, które warto odwiedzić :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne miejsce, aż chce się je zobaczyć osobiście. :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialna sprawa. Warto wspomnieć że cała jura jest dla nas dla osób kochających się wspinać, niezłym początkiem w tej dziedzinie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ileż to tajemnic skrywa Polska! Klaudia J

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie byłam w Ogrodzieńcu, ale twoje zdjęcia i opis zachęciły mnie do doświadczenia na własnej skórze Szlaku Orlich Gniazd. Mam podobne refleksje jeśli chodzi o ruiny. Z jednej strony jestem ciekawa jak wyglądało tam życie w latach świetności, a z drugiej strony zastanawiam się co po nas zostanie dla potomnych.

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetna relacja i zdjęcia. :) Z przyjemnością przeczytałam. :)

    OdpowiedzUsuń