środa, 27 lipca 2016

KRAINA ZWIERZĄT NA TENERYFIE


To był zupełnie nieplanowany wyjazd. Nie wertowałam niezliczonej ilości przewodników, nie szperałam w internecie. Pewnego październikowego dnia wsiadłam do autobusu, aby zobaczyć ogród zoologiczny inny niż wszystkie. Jak się okazało drugiego takiego, podczas moich podróży, jeszcze nie było dane ujrzeć.

Kiedy przechadzałam się po uliczkach urokliwego Puerto de Santiago co jakiś czas, ukradkiem spoglądały na mnie z plakatów papuga oraz delfin. Początkowo ignorowałam to osobliwe sąsiedztwo przyspieszając kroku i kierując wzrok ku oceanowi. W końcu uległam. Pożegnałam na jeden dzień czarne plaże i wyruszyłam do Loro Parque.

Ogrody zoologiczne nigdy nie budziły we mnie pozytywnych skojarzeń. Rzadko dawałam się namówić na wizytę w którymkolwiek z nich. Zawsze wydawało mi się, że zwierzęta mają za ciasne klatki i za małą przestrzeń życiową. Są osowiałe, a ich siły witalne oraz radość życia uleciały gdzieś daleko. Tym razem rzeczywistość zdołała mnie całkowicie zaskoczyć.

O poranku, kiedy gorące powietrze ciężko wisiało nad ziemią, wyruszyłam autobusem do miasta Puerto de la Cruz położonego na północy Teneryfy. Droga wiła się spiralą pośród skał, plantacji bananów i lekko wysuszonej roślinności. Wspinając się coraz wyżej i wyżej oczom ukazywała się malownicza panorama z taflą wody na horyzoncie. Natomiast w dole otwierało się ogromne urwisko porosłe kaktusami. Podróż trwała około godzinę.
Na miejscu zakupiłam bilet i wkroczyłam na teren parku przez uroczy budynek w orientalnym stylu. Loro Parque otwarty został w grudniu 1972 roku. Jego pomysłodawcą był Wolfgang Kiessling. W pierwotnym zamyśle miał to być rezerwat dla papug (loro z hiszpańskiego to papuga).


Właśnie te ptaki, w liczbie ok. 150, były jego pierwszymi mieszkańcami. Z czasem cały park uległ rozbudowie i obecnie zajmuje obszar ok. 13,5 h (zwiększył swoje rozmiary 10-krotnie). Całość utrzymana jest w stylu tajskiej wioski. Egzotycznie wyglądające budynki przybyły w częściach z odległej Tajlandii. Co ciekawe do dekoracji niektórych z nich użyto złota. Na początku zwiedzana warto wyposażyć się w mapkę, na której zaznaczono godziny wszystkich pokazów odbywających się w Loro Parque.

Swoją wizytę zaczęłam od lodowej planety pingwinów. Pod olbrzymią, przezroczystą kopułą wśród śniegu oraz wody swoje życie wiedzie ponad 250 tych ptaków.




Jakie było moje zdziwienie, gdy zauważyłam małe płatki śniegu nieustannie padające ze szklanego sklepienia. Całe pomieszczenie było lekko przyciemnione, a wszyscy obserwujący poruszali się wokół kopuły na ruchomym podeście. Nie zdążyłam jeszcze wyjść z podziwu nad niezwykle pomysłowo urządzoną krainą pingwinów, a już wkroczyłam do podwodnego świata.


Przechodząc tunelem Hai wysoko zadzierałam głowę, aby jak najlepiej zobaczyć przepływające rekiny, płaszczki oraz inne morskie stworzenia. Tunel jest częścią gigantycznego akwarium. Każda z dwunastu tematycznych wystaw poświęcona jest innym stworzeniom zamieszkującym zarówno słodkie jak i słone wody. Przylepiając twarz do szyb podziwiałam malutkie koniki morski, piranie z wystającymi zębami, zastygające w bezruchu mureny zielone, wyglądające niczym kolczasta piłka najeżki czy hipnotyzujące kolorami paletki.



Zdecydowanie jest co oglądać, gdyż cały kompleks akwariów zawiera ponad 1 milion litrów wody.

Pozostając w wodnym świecie postanowiłam udać się na pierwsze pokazy tresury delfinów, lwów morskich oraz orek. Oczywiście największe wrażenie robią orki. Całe stado składa się z sześciu osobników. Jeśli nie chcecie został opryskani przez te olbrzymy o potężnych czarnych cielskach, koniecznie zajmijcie odleglejsze miejsca. Jeśli siądziecie w rejonie „SPLASH ZONE” z pewnością nie wyjdziecie z pokazu suchą stopą:)

Najbardziej pocieszne okazały się delfiny pływające w basenie z trenerami oraz niestroniące od pocałunków lwy morskie.





Jednak rzeczą, która poruszyła całą moją duszę była dżungla. Pośród niezliczonej ilości sięgających nieba palm, fikusów oraz innych rodzajów drzew rozpięte były mostki oraz podesty. Wysoko w górze umieszczono siatkę. Wszystko po to, aby urzekające swoją barwą papugi mogły swobodnie fruwać i przemieszczać się między drzewami. Dla mnie nie ma nic gorszego niż widok ptaków zamkniętych w przyciasnych klatkach bez możliwości rozwinięcia skrzydeł. Jeśli mają pozostawać w niewoli niech chociaż poruszają się po znacznym obszarze. Z dwojga złego to rozwiązanie wydaje mi się najrozsądzniejsze. Warto jeszcze wspomnieć, że naukowcy w Loro Parque starają sie uchronić przed wyginięciem zagrożone gatunki papug. Dlatego monitorują oraz wspomagają ich proces rozmnażania.

W Loro Parque można swobodnie spędzić cały dzień na podziwianiu egzotycznych zwierząt. To zdecydowanie nie jest klasyczne zoo z małymi wybiegami czy zaniedbanymi akwariami. Chociaż nie jestem zwolenniczką niewolenia zwierząt, miałam poczucie, że w Loro Parqu nie dzieje im się krzywda. A trzeba pamiętać, że wiele z nich urodziło się już w niewoli i nie byłoby w stanie przeżyć na wolności.


Praktycznie:
  • bilet wstępu kosztuje 34 euro, dzieci wejdą za 23 euro,
  • po  Puerto de la Cruz kursuje specjalny żółty pociąg, który dowozi turystów do samego Loro Parqu. Odjeżdża z placu Reyes Católicos co 20 minut (pierwszy pociąg wyrusza o 9.00),
  • bilet można zakupić przez internet bądź w kasie. Ja (ze względu, że był to spontaniczny wypad) nabyłam bilet w kasie. Teneryfę zwiedzałam w październiku i wówczas nie było kolejek.
P.S. Parkowe rekordy:
  • największa liczba gatunków papug na świecie,
  • najdłuższy tunel zamieszkały przez rekiny,
  • największy pokazowy basen dla delfinów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz