piątek, 8 grudnia 2017

7 RZECZY, KTÓRE ZACHWYCIŁY MNIE W INDIACH

Indie albo się kocha albo nienawidzi. Można patrzeć ze zdumieniem na wszechobecny brud i krowy na plaży. Można narzekać na podróż zatłoczonym pociągiem. Ale równocześnie można spoglądać z zachwytem na ogromne posągi Buddy wykute w skale oraz chodzić bosymi stopami po rozgrzanych słońcem czerwonych skałach.
Indie zauroczyły mnie i pomimo wielu skrajnych emocji, które towarzyszyły mi podczas całej wyprawy, chętnie jeszcze tam wrócę. Ten kraj wymyka się wszelkim miarom, a opowieści nie są w stanie oddać tego co przeżyłam. Aby poczuć ten klimat, zmierzyć się z całkiem inną mentalnością trzeba samemu postawić stopę na indyjskiej ziemi.

Oczywiście nie wszystko wywołało mój zachwyt. Próbując wejść do pociągu w Mumbaju i patrząc na warunki, w jakich miałam podróżować chciałam uciec. Porzucić wszystko i zwyczajnie uciec. Ale kiedy ujrzałam niezwykłe jaskinie w Badami i jadłam kolację na plaży podziwiając zachód słońca, krzyczałam w duszy chwilo trwaj!


Zapraszam na moje subiektywne zestawienie tego, co spowodowało, że kiedyś ponownie obiorę Indie za cel mojej podróży.


1. MIESZKAŃCY


Jak  dotąd nigdzie nie spotkałam tak pomocnych ludzi. Odczułam to zwłaszcza na dworcach. Kiedy szukałam autobusu, a niektóre terminale były naprawdę duże, każda napotkana osoba starała się wskazać mi właściwy pojazd. Czasami trochę to trwało i zdarzało się, że chodziłam od autobusu do autobusu, ale ostatecznie zawsze znalazłam ten odpowiedni. Ci którzy nie mówili po angielsku pokazywali na migi.

Były też sytuacje, że kręciłam się w jakimś miejscu i nie widziałam, w którą stronę ruszyć. Indusi zauważywszy, że mam problem, sami z siebie oferowali swoją pomoc. Co ciekawe właściwie podczas każdego przejazdu ktoś wskazał mi, gdzie powinnam wysiąść. Było to bardzo miłe biorąc pod uwagę, że w Indiach przystanków jest bardzo mało i autobusy zatrzymują się tam, gdzie chce dany podróżny. Dodatkowo w wielu miejscach znajdowały się napisy tylko w hindi, a rozkład jazdy był luksusem :)


2.  TRANSPORT


Muszę przyznać, że Indie są bardzo dobrze skomunikowane. Autobusy dojeżdżają do najmniejszych wiosek, bez względu na dziury w drodze. To naprawdę fantastyczna sprawa zważywszy na to, że dla wielu mieszkańców jest to jedyny środek transportu. Poza pojedynczym przejazdem pociągiem, wszędzie docierałam autobusami. Były nawet kursy nocne co jest dobrą opcją na długie przejazdy. Takim autobusem jechałam z Aurangabadu do Bijapuru. Całą trasę (ponad 400 km) pokonałam w 7 godzin, z jedną zaplanowaną przerwą  (ok. 30-minutowa) na czymś co przypominało stację benzynową. W każdym razie można było tam skorzystać z toalety i kupić coś do jedzenia. Kolejny plus to cena. Bilety była baaaardzo tanie. Oczywiście komfort nie był jakiś duży, ale zawsze znalazłam miejsce siedzące, a otwarte okno to zawsze najlepsza klimatyzacja :)


3. JEDZENIE


To jest temat na osoby post! I taki kiedyś powstanie :) Dla mnie, fanki jedzenia, Indie były prawdziwym kulinarnym rajem. Coś pysznego kupowałam właściwie wszędzie. Już z samego rana na ulicach swoje przenośne stoiska rozstawiali pierwsi sprzedawcy. Nabywałam placki (porotta) podawane z sosami i smażonymi w głębokim tłuszczu ziemniakami. Ciekawe były również idli, czyli małe placuszki ryżowo-fasolowe. A wszystko na wynos i ułożone na liściu bananowca. Doskonale smakowały także samosy z ziemniakami i groszkiem.

Jedzenie uliczne było najtańsze. Potrawy miały swoją moc i przesycone były przeróżnymi przyprawami. Dominowała kuchnia wegetariańska, ale w restauracjach i barach kupowałam również dania z kurczakiem. W pamięci pozostała mi potrawa o nazwie Chicken 65. To kawałki kurczaka marynowane m.in. w papryce, czosnku oraz imbirze z dodatkiem goańskiego kokum (kwaskowate i wysuszone skórki czerwonych owoców). Kilka razy udało mi się zjeść w przepięknych okolicznościach przyrody. Posiłki na plaży czy z widokiem na rzekę i słonia pozostają w pamięci na długo.


4. SKALNE RZEŹBY


Kiedy w jaskiniach stawałam przed kolejnymi rzeźbami Buddy i hinduskich bóstw miałam wrażenie, że cała historia ludzkości zbliża się do mnie. Wykute w skałach posągi wyłaniały się z półmroku i oszałamiały swoją wielkością oraz mnogością detali. Zastanawiałam się jak takie cuda zrodziły się w umysłach artystów z początku naszej ery. Doznania potęgował obowiązek stąpania bosymi stopami po kamiennych posadzkach. Największe wrażenie zrobiły na mnie czerwonawe jaskinie w Badami oraz świątynia Kajlaś w Ellorze zdobiona scenami erotycznymi oraz figurami lwów i słoni.


5. CENY


Indie są krajem tanim. Najdrożej wyniósł mnie bilet lotniczy, a na już na miejscu wydałam ok. 1600 PLN (zakwaterowanie, posiłki, transport, pamiątki, bilety wstępu). Uliczne jedzenie nie jest drogie. Przykładowo jedna samosa w Mumbaju kosztowała 3 rupie (ok. 70 groszy). Pełne śniadanie można było zjeść za 20- 40 rupii (1-2,20 zł). Wyższe ceny obowiązywały w restauracjach. Za dwie makrele z sałatką w lokalu na plaży zapłaciłam 150 rupii (ok. 8 zł). Tyle samo wyniósł mnie talerz kalmarów.

Również bilety w autobusach nie kosztowały wiele. Normą było, że dystans o długości 200 km pokonywałam za 5 zł. Natomiast za bilet na pociąg z Maumbaju do Jalgaonu zapłaciłam ok. 17 PLN. Droższe były bilety wstępów. Zwykle, aby wejść do kompleksu jaskiń musiałam zapłacić 500 rupii (ok. 27 zł). Oczywiście dla miejscowych cena była dużo niższa – 30 rupii (ok. 1,60 zł). Pamiątki były w różnych cenach. Wszystko zależało od umiejętności targowania. Przykładowo bransoletkę na stopę można było kupić za 150 rupii (ok. 8 zł) jak i za 400 rupii (ok. 22 zł).



6. MAŁPY I KROWY


Zobaczenie małp było wielką radością! Pierwsze ujrzałam w Ajancie. Skakały po skałach i nie zbliżały się do zwiedzających. Z czasem pojawiało się ich dużo więcej. W Badami grasowały po mieście. Kradły banany ze stoisk i biegały po fasadach budynków. Chyba najbardziej oswojone widziałam w forcie w Daulatabadzie. Bez najmniejszego skrępowania podchodziły do ludzi i brały od nich owoce. Ale te oswojone i rozpieszczone małpy to mali rozbójnicy. Porywały wszystko co trzymało się w dłoniach. W świątyni w Hampii jedna z nich wyrwała mojemu towarzyszowi butelkę z dłoni. Odkręciła zakrętkę, wylała płyn na posadzkę i wypiła.

Kolorytem lokalnym były też krowy. Pierwszą udało mi się zobaczyć w centrum Mumbaju. Stała sobie obok restauracji. Najwięcej krów przechadzało się po plażach na Goa. Właściwie chodziły tam całymi stadami. O tym dlaczego paradują wolno po ulicach przeczytacie w moim poście z zeszłego roku: KLIK.


7. PAMIĄTKI


Indie to prawdziwy raj zakupowy. Pamiątki można było kupić właściwie wszędzie. Na bazarach, przy drodze czy u obwoźnych sprzedawców. Ja wydałam pieniądze na bransoletki, przyprawy, figurki (ponoć z drzewa mango :), kolczyki, herbatę. Były momenty, że moje oczy skakały z jednej rzeczy na drugą i miałam ochotę zgarnąć wszystko :)


TUTAJ znajdziecie moje przeżycia z całej indyjskiej podróży.

5 komentarzy:

  1. Mnóstwo ciekawych i inspirujących informacji :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Indie są u nas w planach i mam nadzieje, że szybko je zrealizujemy. Czytając Twoje zestawienie doszłam do wniosku, że te same rzeczy zachwycają w różnych krajach i na różnych kontynentach. Podróże są wspaniale.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy wpis :) Sama bardzo pragnę odwiedzić ten kraj. Im więcej o nim czytam za każdym razem odkrywam coś interesującego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja teściowa jest zakochana w Indiach. Juz dwa razy tam byli i chyba kolejny raz się szykuje :) są miejsca do których wraca się chętnie :) my tak mamy z Włochami :) za dwa tygodnie kolejny wyjazd i kolejne miejsca :) fajny blog będę zaglądać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, a do Indii faktycznie jeszcze chętnie bym wróciła.

      Usuń