Pragnęłam zatopić się w tą zieloność, stać się częścią natury oraz doznać tego cudownego uczucia wolności, kiedy niebo wydaje się być tak blisko. Wreszcie pewnego lipcowego poranka wsiadłam do autobusu i ruszyłam przed siebie, aby dać się pochłonąć tej górskiej nieskończoności.
Krościenko nad Dunajcem — przełęcz Szopka (779 m n.p.m.) — Trzy Korony (982 m n.p.m.) — Zamek Pieniny — Czerteż (774 m n.p.m.) — Czertezik (772 m n.p.m.) — Przełęcz Sosnów (650 m n.p.m.) — Sokolica (747 m n.p.m.) — przystań flisacka
Po nasyceniu wzroku pierwszym widokiem ruszyłam dalej. Trasa przebiegała przez las, a od czasu do czasu pojawiały się prześwity z ciągnącymi się aż po horyzont halami. Słońce oświetlało cały krajobraz swoim blaskiem, a w powietrzu unosił się troszkę duszący zapach łąk. Pełną piersią wdychałam to letnie powietrze tak rześkie, a jednocześnie ciężkie od nadmiaru nęcących w nosie woni.
Po ponad godzinnej wędrówce dotarłam do przełęczy Szopka (779 m n.p.m.) nazywanej też Chwała Bogu. Tutaj pozwoliłam sobie na dłuższy odpoczynek. A naprawdę warto, gdyż na przełączy ustawiono drewniane ławki i dodatkowo z rynienki spływała orzeźwiająca, zimna woda. Z przełęczy roztaczał się cudowny widok na Tatry.
Po nabraniu sił ruszam dalej. Tym razem niebieskim szlakiem. Pokonawszy ostatnie, 30-minutowe, podejście znalazłam się prawie u szczytu Trzech Koron. Aby dostać się na platformę widokową należy kupić bilet. Po odstaniu kilku minut w kolejce udało mi się wejść na platformę. A tam z wysokości 982 m n.p.m roztaczał się urzekający widok. Pod moimi stopami swoje wody rozlewał Dunajec, po którym tratwy spławiali flisacy. W oddali rozciągała się panorama Tatr i Beskidu Sądeckiego. Stojąc nad tym urwiskiem miałam wrażenie, że niebo chyli się ku mnie, a wszystko co na dole znajduje się w całkiem innym świecie.
Po jakimś czasie dotarłam do stóp Góry Zamkowej, pod której szczytem znajdowały się ruiny Zamku Pienińskiego. Niestety ze względu na zwalony strop nie mogłam przyjrzeć mu się z bliska. A musicie wiedzieć, że budowla ta powstała w XIII wieku, prawdopodobnie na zlecenie św. Kingi. W razie napaści wroga mógł schronić się w niej cały dwór. Zamek był w stanie pomieścić grupę ponad 100 osób. Jan Długosz, w swojej kronice, podaje, że właśnie tutaj św. Kinga znalazła bezpieczną przystań podczas najazdu tatarskiego w 1287 roku.
W tym nieszczęsnym czasie błogosławiona księżna Kinga, wdowa po nieżyjącym księciu krakowskim Bolesławie, zwanym Wstydliwym, z gronem siedemdziesięciu zakonnic sądeckich oraz dwiema swymi siostrami: Jolentą, wdową po księciu kaliskim Bolesławie Pobożnym i Konstancją, wdową po królu Rusi Danielu, które również wstąpiły do klasztoru i przywdziały habit, z wieloma kapłanami i rycerzami udały się do położonego nad Dunajcem, w pobliżu miasta Krościenka zamku Pieniny, chronionego doskonale zarówno naturalnym położeniem, jak i sztucznym obwarowaniem, dostępnego jednym wąskim przejściem i tam bezpiecznie przebywała, gdy Tatarzy siali spustoszenie. Chociaż Tatarzy podsunęli się doń z wojskiem, nie mieli jednak odwagi nie tylko go szturmować, ale nawet tknąć, bo Bóg budził w nich taki lęk.
Następnie szlak prowadził dalej przez las, który momentami otwierał się na polany i hale. Z czasem ścieżka wstąpiła na skały. W drodze na Sokolicę przeszłam partiami szczytowymi zdobywają po kolei Czerteż (774 m n.p.m) i Czertezik (772 m n.p.m), z którego roztaczał się malowniczy widok.
Po dość stromym podejściu i trasie ostro pnącej się w górę dotarłam na Sokolicę. I tutaj panorama rekompensowała każde zmęczenie. Ujrzałam Pieniny Środkowe w całej okazałości oraz deszczowe chmury wiszące nad Tatrami Wysokimi. Jednak najwięcej radości wzbudziły sosny reliktowe wyrastające wręcz z krawędzi urwiska. Jedna z nich liczy sobie ponad 500 lat. Sama nazwa szczytu pochodzi od sokołów, które w tym miejscu zakładały swoje gniazda.
Praktycznie:
- bilet wstępu na Trzy Korony kosztuje 5 PLN, ulgowy – 2,50 PLN,
- przed wejściem na Sokolicę również pobierana jest opłata,
- jeden bilet uprawnia do wejścia na oba szczyty.
Uwielbiam takie wyprawy :) Zdobycie więcej niż jednego szczytu w ciągu dnia sprawia, że czuję się mistrzem świata. Dobrze, że burza Ciebie nie złapała.
OdpowiedzUsuńO tak czułam się jak mistrz świata :) Zmęczenie było, ale satysfakcja jeszcze większa. Faktycznie na Sokolicy grzmiała, ale kiedy tylko zeszłam do Szczawnicy chmury przeszły.
UsuńDomyślam się,że sporo kalorii spaliłaś. Wiesz ile trasa miała kilometrów? Pytam z ciekawości :)
UsuńMyślę, że ponad 10 km zrobiłam.
UsuńSokolica ze słynną sosną.Jakże miło było wrócić wspomnieniami w te okolice:)
OdpowiedzUsuńFajnie jest mieszkać blisko gór :) Niestety ja teraz mieszkam w Poznaniu, więc minimum 5 godzin, że znaleźć sie w górach...
OdpowiedzUsuńA w Pieninach ostatnio byłam w dzieciństwie, jednak do teraz pamiętam widok z Trzech Koron :)
Bliska odległość zdecydowanie mobilizuje do górskich wędrówek. Ja za to nad Bałtykiem ostatni raz byłam w dzieciństwie :)
UsuńPiękne zdjęcia! Uwielbiam Pieniny i Twoje zdjęcia nastroiły mnie do pieszych wędrówek!
OdpowiedzUsuńUwielbiam góry latem, piękne zdjęcia. Pozdrawiam gorąco ❤️
OdpowiedzUsuńPodobnym szlakiem (tylko u nas początek wędrówka miała w Czorsztynie)udało nam się wędrować w Pieninach. Muszę przyznać, że szlak jest tak piękny jak wymagający. Dawno się tak nie zmęczyłam na szlaku, ale widoki wynagradzają cały trud. Życzę dalszych, udanych wędrówek górskich, bo z Krakowa to rzut beretem :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się w 100%. W górach każdy trud wynagradzają cudowne widoki. I to jest coś pięknego. Również życzę niezwykłych przeżyć w górach :)
Usuń