piątek, 10 marca 2017

PIZZA PRZEZ CAŁY DZIEŃ, CZYLI WOKÓŁ KUBAŃSKIEJ KUCHNI


Pierwszego poranka w Hawanie wyruszyłam na poszukiwanie pożywienia. Przechadzałam się ciasnymi uliczkami, zerkałam na obdrapane kamienice i wypatrywałam budek z jedzeniem bądź restauracyjek. Ostatecznie weszłam do bardzo małej knajpki z sześcioma krzesłami ustawionymi pod ścianami.
Para Kubańczyków jadła ryż z fasolą, a barmanka w chustce na głowie podśpiewywała pod nosem. Gdzieś na ścianie zawieszony był krzyż, z kuchni dochodziły rozmowy kucharek. Menu wypisano flamastrem na plastikowej kartce. Wybrałam kanapkę z czymś w rodzaju omletu z serem i gazowany napój limonkowy. Po kilkunastu minutach oczekiwania na stół wjechało moje danie. Z białej pszennej bułki wystawała masa jajeczna. 

Nieco później, w okolicach kościoła, przyszedł czas na drożdżowy placek - à la pizza - z serem i papryką. 


Na koniec lody kokosowe za ok. 80 groszy. To były moje pierwsze doświadczenia jeśli chodzi o kubańską kuchnię. Na początku była radość i ekscytacja, że udało się kupić coś sycącego za 20 CUP (ok. 3,50 zł). Jednak z czasem przyszło znudzenie i refleksja, że Kuba fast foodem stoi!

Na Kubie istnieją trzy sposoby żywienia różniące się ceną. 

Casa

Najdrożej zjemy w casach u gospodarzy. Ceny śniadań i kolacji są z góry ustalone i jednakowe na całej wyspie. Śniadanie to koszt 5 CUC, a kolacja - 10 CUC. Na poranny posiłek zwykle podaje się owoce, jajka, soki, dżem, kawę, bułki natomiast wieczorem dostaniemy mięso (wieprzowina, kurczak), ryż, warzywa. Szczerze powiedziawszy nie korzystałam z wyżywienia w casach, gdyż jak dla mnie było to stosunkowo drogo.

Restauracja, knajpka, bar

W każdym kubańskim mieście znalazłam całe mnóstwo przeróżnych restauracji, barów, lokali serwujących jedzenia. Jedne były nastawione typowo na turystów (drogo, elegancko) w innych jedli miejscowi (tanio, hałaśliwie). Muszę przyznać, że w Hawanie wybrałam się do jednego z tych gustownych lokali. Mój wybór padł na restaurację czterogwiazdkowego hotelu Inglaterra zlokalizowanego w centrum miasta przy Paseo del Prado. Obiekt działa od grudnia 1875 roku i robił naprawdę duże wrażenie. Biała neoklasyczna fasada z małymi balkonami i pilastrami zwracała uwagę i zachęcała do wejścia. 


Samo wnętrze również zachwycało. Złote elementy doskonale komponowały się z zieloną dekoracją. Dodatkowo wytworności dodawały kolumny oraz bogate zdobienia. 



Zamówiłam ogon homara - raz można zaszaleć☺- za 20 CUC. Danie było dobre, ale nie oszołomiło moich kubków smakowych. 


Po takiej kolacji udałam się na drinka do restauracyjnego ogródka. Jak przyjemnie było popijać mohito przy ręcznie malowanym stoliku i dźwiękach bębnów oraz kontrabasu. To było doskonałe ukoronowanie wieczoru!

Jedzenie z okienka

Tam, gdzie jedli Kubańczycy było oczyścicie najtaniej. No właśnie jakie są ich preferencje żywieniowe? Mieszkańcy Kuby jedzą bardzo dużo mięsa, głównie wieprzowiny i drobiu. W każdym daniu znajdował się pokaźny kawałek mięsa. Do tego biały ryż z czarną fasolą bądź juka oraz smażone na głębokim tłuszczu banany. Najbardziej mnie zadziwiło, że Kubańczycy raczej stronią od warzyw. W kanapkach nie było ich wcale, a za całą surówkę zwykle służył kawałek pomidora czy ogórka. 

Najciekawszym doświadczeniem było kupowanie jedzenia z okienka. O co chodziło? Otóż, kiedy okno w kubańskim domu wychodziło na ulicę mieszkańcy zakładali swoją małą gastronomię, wywieszali menu i zaczynali sprzedaż. Zwykle gotowała pani domu, a obsługą gości trudnił się ktoś inny. 



Jak dla mnie to całkiem ciekawa forma zarobkowa. Jeśli ktoś całe dnie spędza w domu, dlaczego tego mnie wykorzystać. 

Co można było kupić w takim miejscu? Zwykle były to pizze, hamburgery, kanapki i lody. Kubańska wersja pizzy to dość grube drożdżowe ciasto z małą ilością sosu pomidorowego, dużą garścią żółtego sera oraz mnóstwem soli. Właściwie dla Kubańczyków istnieją dwa rodzaje pizzy: z serem i szynką, bez warzyw. Kanapki i hamburgery powstawały na bazie zwykłych pszennych bułek. A co w środku? Kawałem mięsa, parówka bądź ser. 


W Cienfuegos trafiłam na kanapkę o nazwie minuta - i to było naprawdę coś pysznego! W bułce zamknięte były dwie małe rybki usmażone w panierce. Do tego trochę soku z limonki oraz pikantnej salsy i można rozkoszować się pysznym śniadaniem na nadmorskiej promenadzie. 

Po kilku dniach miałam już serdecznie dość wszechobecnej pseudo pizzy i przesolonych kanapek. Jaka była moja radość, kiedy pewnego razu, już późnym wieczorem, trafiłam do małego lokalu serwującego dania obiadowe. Nie wiedząc do końca co wybieram wskazałam jedną pozycję w menu. Po kilkunastu minutach dostałam ogromny talerz z drobiowym kotletem, ryżem i odrobiną kapusty. Do tego pyszny, mleczny koktajl z gujawy i byłam w siódmym niebie. Natomiast innym razem już w Trinidadzie żądna porcji warzyw zamówiłam pizzę wegetariańską. Co dostałam? Pizzę z kapustą pekińską! Kulinarna fantazja Kubańczyków nie zna granic.

Warzywa i owoce były naprawdę łatwo dostępne, więc nie rozumiem dlaczego Kubańczycy spożywali ich tak mało. Słodkie, małe banany, pomidory, intensywnie różowe w środku gujawy można było kupić na bazarach bądź od obwoźnych sprzedawców. 


Na wyspie są również sklepy samoobsługowe, ale dobór towarów jest tam przedziwny. Całe półki wypełnione są tylko kilkoma produktami. Widziałam szereg ciastek o tym samym smaku, dżem z gujawy, mleko, pomidory w puszce, fasolę, tuńczyka i napoje. Plus tych sklepów był jeden: konkretne towary, w każdym z nich miały te same ceny.

Jedyne co wprawiło moje kubki smakowe w ekstazę to ciastka i słodycze. W tym Kubańczycy są mistrzami. Właściwie na każdym kroku można było kupić ciasteczka nadziewane marmoladą z gujawy, czekoladą, kremem z limonki czy kokosem. Bardzo popularne są też churros.


 Niektóre z nich, inaczej niż w Hiszpanii, nadziewane były dowolną masą. Mieszkańcy Kuby kochają ciasta z kremem. Czasami zastanawiałam się jak pomimo dużego upały nic się nie topi i nie rozpływa. Oczywiście niezwykle popularne były też lody. Można kupić je z automatu na wynos bądź w kawiarenkach serwowane w kolorowych plastikowych miseczkach.


Do posiłku przydałby się jakiś napój. Kubańczycy mają swojego spite, colę oraz fantę. Z tego całego zestawienia najlepszy był napój o smaku limonki zwany geseosa. Dodatkowo za właściwie symboliczne pieniądze kupowałam wyciskane soki z mango, pomarańczy, mandarynek czy gujawy. Natomiast dość droga była woda butelkowana (1,5 l = 1,5 CUC). 

Kubańczycy kupując coś w okienkach zwykle jedli na miejscu i popijali napojem kupowanym na szklanki. W menu widniało to jako refresco i kosztowało ok. 2 CUP (ok. 30 groszy). To był pomysł doskonały!

Drinki, drineczki

Nigdzie nie piłam lepszych i tańszych drinków! Rum, Havana Club, był dosłownie wszędzie: w każdym sklepie uginały się od niego półki. Kubańczycy popijali go (z małych butelek lub kartoników) w parkach bądź w knajpkach. 


Nawet nie wiedziałam, że produkowanych jest tyle rodzajów tego popularnego trunku. Barmani robiąc drinki nigdy nie żałowali rumu i większość z nich była naprawdę mocna. W każdej knajpce można było napić się mohito, piña colada, daiquiri czy Cuba Libre. Najtańsze drinki znalazłam w centrum Trinidadu. O zmierzchu otwierało się okienko, gdzie barman sprzedawał je na wynos w plastikowych kubeczkach za 6 PLN.


Kubańczycy preferują dość niezdrową kuchnię. I to można było dostrzec, gdyż widok otyłych osób nie należał do rzadkości. Ale jeśli w porze obiadowej kupuje się na wynos ociekające tłuszczem pizze z dodatkową porcją soli...

Całą moją kubańską odyseję znajdziecie TUTAJ.


14 komentarzy:

  1. Też miałam na Kubie zdziwienie odnośnie warzyw. Z tego co mówiła nam przewodniczka i co dedukuję, może być trochę tak, że przez to, że jest tam komunizm, a w związku z tym mięso nie jest tak powszechnie dostęne. Są bardzo małe ilości na książeczkę rodzinną (odpowiednich naszych kartek z czasów komuny), to może być tak, że mięso wydaje im się bardziej wartościowe i odżywcze - u nas też tak było, a warzywa "drugiej kategorii" i mniej ważne. Ciekawe tylko skoro szeregowy Kubańczyk ma jedzenie wydzielane na książeczkę rodzinną, to jak wygląda sprawa zaopatrzenia barów i restauracji? Lub takich domowych casa czy knajpek? Hm...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co zauważyłam to, w każdym kubańskim mieście, które odwiedziłam, były bazary pełne warzyw i osobne stoiska z mięsem. A sprawa zaopatrzenia barów i restauracji to też jest ciekawa, gdyż w każdym lokalu mięsa, żółtego sera i mleka nie brakowało :) Chociaż cała Kuba jest niezwykłym krajem, to jedzenie jest jej najsłabszym punktem.

      Usuń
  2. Kuba prezentuje się świetnie, przez te zdjęcia aż zgłodniałem. :/ Coś mnie łączy z kubańczykami - stronimy od warzyw! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. W takim razie całkiem możliwe, że stałbyś się koneserem kubańskiej kuchni :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Trochę mnie przeraziłaś tym wpisem ;-) Z tego wynika, że jak ktoś nie je mięsa, to na Kubie będzie miał kiepskie życie. A jak z owocami morza i rybami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też była zaskoczona tak dużą ilością mięsa w każdym lokalu. O dziwo, o ryby i owoce morza też nie jest łatwo. Homara można zjeść w jakiejś lepszej restauracji, a w "okienkach" tylko raz trafiłam na ryby w postaci kanapki o nazwie "minuta". W jednym z lokali z Hawanie były ryby w menu, ale kelnerka poinformowała mnie, że ich nie serwują :) A wydawać by się mogło, że Karaiby obfitują w morskie stworzonka...

      Usuń
  5. Kuba! Rozbudziłaś moje podróżnicze fantazje. Te okienka z jedzeniem zachwyciły mnie- szkoda tylko, że zamiast miejscowych przysmaków sprzedawano hamburgery i pizze. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje zaskoczenie też było duże. Ale oczywiście spróbowałam tych specjałów :)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  6. Mięcho i słodycze, czyli wegetarianin na diecie odchudzającej nie ma czego szukać na Kubie ;)
    Super pomysł z tymi okienkami we własnym mieszkaniu! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawa jestem jak smakuje kubańska pizza? Ja jestem ogromną fanką pizzy, ale za każdym razem stawiam na kuchnię włoską, która jest najbliższa mojemu sercu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie ma nic wspólnego z tą włoską. Grube ciasto, dużo sera i tłusto.

      Usuń