niedziela, 1 stycznia 2017

MANDU - KAMIENNE MIASTO Z HISTORIĄ MIŁOSNĄ W TLE


Moja indyjska odyseja dobiegała końca, a historia zatoczyła krąg. Oto pewnego październikowego poranka obudziłam się w niewielkim miasteczku o nazwie Mandu.
Była siódma rano i ze snu wyrwały mnie szalone odgłosy łomotania w blaszany dach mojego bungalowa. Wiedziona ciekawością odsunęłam zasłonę i właśnie w tym momencie przed oknem mignęła mi małpa. Beztrosko skakała z jednej gałęzi na drugą. Stałam przez chwilę oniemiała bo przecież nie co dzień widuje się małpy hasające tuż pod drzwiami.



Mandu, piętrzące się na zachodzie stanu Madhya Pradesh, wyglądało niczym miasto z kamienia. Porośnięte trawą wzgórza Vindhja falowały niosąc na swoich barkach kolejne cytadele, świątynie i pałace. Panował spokój i tylko słońce mocno przyświecało jakby wciąż przypominało o swojej obecności.
Podjechaliśmy autokarem na parking. Było dość pusto. Tylko ze szkolnego autobusu  wystawiały swoje głowy dzieci przypatrując się z ciekawością i machając na pożegnanie.
Najpierw moim oczom ukazał się pokaźny zbiornik wodny z zielonymi glonami unoszącymi się na powierzchni. W oddali majaczyły kamienne pozostałości zabudowań, które zdawały się być zatopione w nieruchomej tafli wody.



W oddali wynurzały się pagórki i las. Można było stanąć na krawędzi muru i chłonąć ten romantyczny oraz pełen harmonii widok. Nic nie zakłócało ciszy, a wiekowe budowle zdawały się drzemać pogrążone w jakimś magicznym śnie. Ich pomieszczeń już nie wypełniał tupot nóg i codzienny gwar. Gdzieś zabrakło dachu, w innym miejscu oberwała się ściana. Świetność przeminęła, zostawiając czas na wieczną refleksję i zadumę. I tylko w oddali słychać było ściszone śmiechy chłopców, którzy nago wskakiwali do wody pływając między glonami.

Za moimi plecami wyłaniała się pokaźnych rozmiarów budowla rozciągająca się na dużym terenie, pełna kopuł i łukowatych okien. To Jahaz-Mahal. Ten pałac przypominał okręt. Wzniesiony został na przesmyku pomiędzy dwoma jeziorami: Munja i Kapur.





Był wyrazem umiłowania przyjemności. Wybudowany został na zlecenie sułtana Ghiyathud-Dina w latach 1436-1439 dla jego licznego haremu. Sam władca chociaż cenił sobie codzienne rozkosze, był religijny. Nie pił alkoholu i nie spożywał potraw zakazanych przez islam. Mandu w XV wieku wchodziło w skład sułtanatu Malwa. Był to niezależny rejon w regionie Malwa na obszarze dzisiejszego stanu Madhya Pradesh. Sułtanach istniał w latach 1392–1562 , a władcy posiadali afgańskie pochodzenie.




Sam pałac sprawiał wrażenie jakby unosił się na wodzie. Chociaż wiedziałam, że wykonany został z ciężkich bloków kamienia, nie mogła odeprzeć od siebie uczucia lekkości. Miałam wrażenie, że za chwilę rozwiną się ukryte żagle, budowla ruszy się w swoich posadach i popłynie niczym statek szukając dawnych mieszańców. Sam Jahaz-Mahal to plątanina korytarzy, rozległych pomieszczeń i pawilonów z wystającymi balkonami. Gdzieniegdzie znajdowały się wieże zwieńczone kopułami. Każdy element wydawał się być perfekcyjnie dopasowany i spełniał swoją ważną rolę w tej olbrzymiej konstrukcji. Całość otaczał ogród. Trawa była równiutko przycięta, a z każdej strony rozciągał się bajowy widok na oba jeziora.



Tutaj godziny zatrzymały się w miejscu i tylko przesuwające się słońce informowało o upływie czasu. Mogłam stać na jednej z wież i patrzeć jak grube mury odbijają się w połyskującej tafli wody. W takim momencie zapomina się o codzienności, a najważniejsza staje się chwila, ulotna impresja, która na zawsze pozostaje w głowie.






Na terenie cytadeli znajdowała się niezwykła konstrukcja zwana Hindola Mahal, co można przetłumaczyć jako „kołyszący się pałac”. Jego mury nachylone zostały do wewnątrz, co wywoływało wrażenie chwiania się całej budowli, a moje oczy z łatwością dały się uwieść tej iluzji.




 Hindola Mahal powstał za panowania sułtana Ghiyathud-Dina z przeznaczeniem na salę audiencyjną. Wykonany z piaskowca odznaczał się misternie rzeźbionymi balkonami, a główne pomieszczenie urzekało nagromadzeniem łuków, które przypominały strzelające w górę płomienie. Co ciekawe znajdowało się tutaj również drugie piętro, z którego kobiety mogły przypatrywać się wszystkim audiencjom odbywającym się na dole.




Na końcu odwiedziliśmy hamam, czyli łaźnię będącą obowiązkowym elementem każdego muzułmańskiego pałacu. Tutaj największe wrażenie zrobiła na mnie kopuła, w której wycięto otwory w kształcie gwiazd. Wpadające przez nie promienie słoneczne stwarzały atmosferę tajemniczości i intymności.






Nasyceni niezwykłym klimatem hamamu opuściliśmy cytadelę i udaliśmy się na wzgórza. Już z dołu widać było kopuły budowli, u podnóża której mieszkańcy założyli nędznie skonstruowane kramy. Sprzedawano wszystko, co akurat było pod ręką.



Po schodach zmierzaliśmy do Pawilonu Roopmati. Został on zbudowany na początku XVI wieku jako punkt obserwacyjny, gdzie stacjonowała armia. Uwagę zwracały kwadratowe pawilony zwieńczone misternie wykonanymi kopułami. W ciągnących się na całej długości korytarzach wybito łukowate otwory. Znajdował się tam również duży zbiornik, do którego spływała woda z dachu podczas monsunów. Z wież faktycznie rozciągał się doskonały widok na całą okolicę. Jak się okazało budowla jest symbolem miłości i wiąże się z nią ciekawa historia.




Otóż w latach 1555 - 1562  sułtanatem Malwa rządził Baz Bahadur. Pewnego dnia podczas polowania zobaczył piękną pasterkę, która śpiewała i figlowała ze swoimi koleżankami. Olśniony jej urodą oraz głosem zakochał się w niej bez pamięci. Poprosił Roopmati, aby pojechała z nim do Mandu. Kobieta zgodziła się, stawiając jeden warunek: będzie mieszkała w takim miejscu, aby mogła widzieć pałac swojego ukochanego oraz świętą rzekę Narmada.


Niestety romans nie trwał długo. Cesarz z dynastii Wielkich Mogołów – Akbar postanowił zaatakować Mandu. Jego generał Adham Khan wraz z armią wkroczyli na teren Malwy w 1561 roku. Baz Bahadur został pokonany, po czym uciekł do Khandesh, aby szukać pomocy. Roopmati dowiedziawszy się o upadku Mandu otruła się, aby nie wpaść w ręce generała, któremu znane były opowieści o jej urodzie. Tak zakończyła się historia romansu muzułmanina z hinduską, ale pomnik ich miłości stoi do dziś przypominając o niezwykłym związku tych dwojga ludzi.

Poniżej pawilonu, gdzie mieszkała piękna Roopmati znajduje się Rewa Kund. To sztuczny zbiornik służący do gromadzenia wody z rzeki Narmada. Wybudował go Baz Bahadur na prośbę swojej ukochanej.


Pomiędzy Pawilonem Roopamti a Rewa Kund, na zboczu wzgórza, wznosi się pałac Baz Bahadura, na który doskonały widok miała jego umiłowana pasterka.




Nad łukiem wejściowym znajdowała się inskrypcja w języku perskim informująca do tym, że pałac wybudował Nasirud-Din (starszy syn sułtana Malwy Ghiyas-ud-Din Shaha) w 1508 roku. Baz Bahadur rozbudował swoją siedzibę. Prowadziło do niej 40 szerokich stopni. Duże wrażenie robił basen usytuowany na dziedzińcu. Cały pałac odznaczał się doskonałą akustyką, a słowa wyśpiewane w jednej części słychać było na drugim krańcu.




Historia  miłości hinduski Roopamti i sułtana Baz Bahadura była ostatnią jaką poznałam w Indiach. Nadszedł czas powrotu i ciągnąca się godzinami podróż po wyboistych indyjskich drogach. Oczywiście nie obyło się bez niespodzianek. W pewnym momencie autokar zatrzymał się na poboczu, gdyż z silnika wydobywały się kłęby dymu. Kiedy wysiadłam okazało się, że stoimy nieopodal czyjej wiejskiej posesji w pobliżu bardzo ruchliwej drogi.



W dużych głośników rozbrzmiewała głośna muzyka, a chłopiec częstował wszystkich kawałkami kokosa w cukrze. Kobiety siedziały pod niewielkim zadaszeniem, a w ogromnym garze gotowała się zupa z kukurydzy. Ot takie sąsiedzkie świętowanie! Po chwili udało się ruszyć, a mnie czekała ponad dwudziestogodzinna podróż do Polski.

Zapraszam do prześledzenia całej mojej wędrówki po INDIACH.



4 komentarze:

  1. Pięknie to opisałaś, a z Twoich zdjęć emanuje cudowny spokój. Bardzo podobają mi się te ich kolorowe stroje, a budowle są niesamowite. Jahaz-Mahal rzeczywiście przypomina okręt i patrząc na Twoje zdjęcia ma się wrażenie, że kopuły budowli za chwilę znów nabiorą starych kolorów. Magiczne miejsce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za miłe słowa i cieszę się, że post przypadł Ci do gustu. To prawda w Indiach jest niezwykle kolorowo, pomimo całej biedy, której nie da się ukryć.

      Usuń
  2. Niezwykle inspirujący opis, cudowne miejsce. Marze o takiej wyprawie😊 Pozdrawiam. Martyna z www.wpuszczonawmaliny.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie piszesz, dzięki czemu na chwilę przeniosłam się na spacer po tym niezwykłym kompleksie. Niezwykła jest historia Roopmati, taka indyjska Romeo i Julia z nieco innym wątkiem. :) Niesamowity jest tez pałac Jahaz-Mahal.

    OdpowiedzUsuń