środa, 5 października 2016

BRODZĄC W BARCELOŃSKIEJ MGLE


Barcelona zaczęła kaprysić. Postanowiła ukryć się za niekończącym się woalem mgły. Jej białe pasma wisiały nisko nad ziemią przysłaniając strzeliste wieże i wyższe piętra budynków. Z sinych chmur kropił lekki deszczyk. Niezrażona taką aurą postanowiłam wyruszyć na wzgórze Montjuïc. 

Wysiadłam z metra na Plaça d 'Espanya. Tutaj moją uwagę zwrócił okrągły budynek z czerwonej cegły. To Las Arenas, czyli arena, gdzie odbywały się walki byków. Jej okna wycięte zostały w podkowiaste łuki ozdobione dwukolorowymi klińcami ułożonymi naprzemiennie. Całość nawiązuje do architektury mauretańskiej. Arena mogła pomieścić 16 tys. widzów, a pierwsza walka odbyła się 29 czerwca 1900 roku. Po raz ostatni torreadorzy wyszli na arenę w 1977 roku. Obecnie obiekt pełni funkcję galerii handlowej. Chętni mogą wjechać na okrągły taras, z które roztacza się widok na Barcelonę.


Sam Plaça d'Espanya (Plac Hiszpański) został zaprojektowany przez katalońskiego architekta Josepa Puiga i Cadafalcha na wystawę światową, która odbyła się w stolicy Katalonii w 1929 roku. To jeden z ważniejszych placów w całym mieście. Tutaj przecinają się najistotniejsze arterie oraz szlaki komunikacyjne.

Odchodzącą od Plaça d 'Espanya aleję Reina María Cristina flankują dwie czerwieniejące pośród mgły Wieże Weneckie. Wykonane z cegły wystrzeliwują w niebo na 47 metrów. Zostały wybudowana w 1929 roku wedug projektu katalońskiego architekta Ramona Reventósa i Farraronsa. Wieże swoim wyglądem przypominają dzwonnicę znajdującą się na placu św. Marka w Wenecji.


Na końcu alei piętrzył się Palau Nacional, gdzie obecnie znajduje się Narodowe Muzeum Sztuki Katalońskiej (MNAC). Drogę do niego otwierają cztery białe kolumny z jońskimi kapitelami. Nie znalazły się one tam przypadkowo. To pomnik, który ma symbolizować cztery czerwone paski na katalońskiej fladze. Zaprojektował je Josepa Puiga i Cadafalcha. Niestety oryginalne kolumny kazano rozebrać, ze względów politycznych, tuż przed wystawą światową. Odbudowane wróciły na Plaça d'Espanya w 2010 roku. Dla Katalończyków w okresie rządów (1923-1930) generała Miguela Primo de Riveray były symbolem jedności oraz patriotyzmu.


Cała aleja Reina María Cristina robi oszałamiające wrażenie, nawet kiedy pogoda nie dopisuje. Stojąc u jej szczytu widziałam czerwone wieże, które otwierały drogę dla białych kolumn i monumentalnego Palau Nacional. Wszystkie obiekty piętrzyły się odsłaniając coraz to ciekawszy widok. Droga pięła się pod górkę i miałam wrażenie jakbym wspinała się po ogromnych schodach. Budynek Narodowego Muzeum Sztuki Katalońskiej piętrzy się na wzgórzu. Ścieżka do niego wiedzie wzdłuż równo przyciętego żywopłotu oraz fontann. Niestety podczas mojej wizyty nie działały, więc nie mogłam w pełni rozsmakować się w otoczeniu.


Uroczyste otwarcie pałacu nastąpiło 11 listopada 1929 roku. Łączy on w sobie elementy charakterystyczne dla renesansu i baroku. Ten eklektyzm sprawił, że przez dłuższą chwilę unosiłam głowę w górę, aby objąć wzrokiem piętrzące się nade mną kolumny, rzeźby, nisze, łukowe okna. Nad całością góruje potężna kopuła przywodząca na myśl tę z Bazyliki św. Piotra w Rzymie. We wnętrzu znajdują się pokaźne zbiory, których nie zobaczyłam, gdyż w poniedziałek muzeum było nieczynne. W jego progi trafiła zupełnie przypadkiem, gdyż Plaça d 'Espanya miała być jedynie moim punktem przesiadkowym. Jak dla mnie takie obiekty odkrywane zupełnie niespodziewanie mają swoją podwójną wartość. Cieszą zdecydowanie bardziej, a kiedy pojawiają się na mojej drodze czuję się jak prawdziwy odkrywca.




Z dużego tarasu usytuowanego przed muzeum rozciągał się widok na Barcelonę. Ujrzałam białe pajęczyny mgły, pośród których przebijały się poszczególne obiekty. Gdzieś w oddali wybijały się zarysy wieżowców, a za nimi stała śnieżnobiała ściana mgły.


Wreszcie ruszyłam w miejsce swojego przeznaczenia. Wsiadłam do autobusu, który wspinał się na wzgórze Montjuïc. Po kilku minutach dość krętej drogi znalazłam się u celu. Widoczność była niewielka. Przede mną uparcie, niczym wielki gigant, pięła się ku niebu mgła. Czułam się jak w szklance pełnej mleka. Samo wzgórze wznosi się na wysokości 173 m n.p.m. Na jego szczycie odnalazłam warownię Castell de Montjuïc.


Powstała ona w XVII wieku w następstwie tzw. wojny żniwiarzy (Guerra dels Segadors). Było to powstanie chłopskie wymierzone w króla Hiszpanii. W czerwcu 1640 chłopi oraz mieszkańcy Barcelony zamordowali wicekróla Katalonii. Obywatelom nie podobał się wzrost podatków, a także obowiązek kwaterowania w swoich domostwach kastylijskich żołnierzy. W tym okresie powstała pierwsza fortyfikacja, która w ciągu wieków była rozbudowywana. Ostatecznie zyskały fosę oraz most zwodzony. Podczas rządów generała Franco w Castell de Montjuïc torturowano oraz zabijano przeciwników aktualnej władzy.


Dziś w surowych, kamiennych wnętrzach można obejrzeć wystawę broni i oręża. Do zamku przylega ogród, a część murów porasta pnąca roślinność.


Kiedy wyszłam na dziedziniec znów ujrzałam mgłę. I nic więcej poza nią. Żadnego pejzażu, żadnych drzew. Tylko wypełniająca wszystko bardzo szczelnie mgła. Z drugiej strony to ciekawe zjawisko. Miałam przeczucie, że za nią coś się czai, istnieje gdzieś świat. To budziło dreszczyk emocji i sprawiało, że chciałam podążać w nieznane.


Praktycznie:

  • wstęp do zamku kosztuje 5 euro, bilet ulgowy – 3 euro,
  • na wzgórze Montjuïc można dostać się na 4 sposoby:
          - autobusem linii 150, który odjeżdża z Plaça d'Espanya, podróż trwa około 20 minut,
          - pieszo,
          - samochodem,
          - kolejką linową, która odjeżdża ze stacji metra Parallel.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz