wtorek, 27 września 2016

ŚWIAT BARCELOŃSKICH KAMIENIC


Madryt to jedno z tych miast, które opuszczałam bez żalu. Nie uwiódł mnie swoją atmosferą, nie oczarował architekturą. Po tych przeciętnych doświadczeniach duchowych droga wiodła do ostatniego punktu mojej hiszpańskiej odysei. Z dala majaczyły już budynki Barcelony.
Jeszcze będąc w Polsce, gdzieś w głowie miałam swoje wyobrażenie o stolicy Katalonii. Jawiła mi się jako tajemnicze miasto przepełnione sztuką, ulicznymi artystami, oddychające wielkomiejsko-wczasową atmosferą. Nie przeliczyłam się!

Podróż odbyłam pociągiem. Z wagonu obserwowałam ciężkie chmury, który tak szczelnie przykryły niebo, że nawet nikłe promienie słońca nie były w stanie przebić się przez ołowianą powłokę. Jednak kiedy moje nogi stanęły na barcelońskim bruku wszelkie niewygody związane z załamaniem się pogody przestały mieć znaczenie. Miasto kompletnie mną zawładnęło!



Kiedy wyruszyłam na pierwszą przechadzkę po katalońskiej stolicy, nie mogłam oderwać wzroku od całego rzędu kamienic. Wiły się wzdłuż ulic, zakręcały i dumnie prezentowały się zwiedzającym. To prawdziwy architektoniczny majstersztyk. Każda ulica, każdy zakamarek odsłaniał coś nowego, coś co wznosiło mnie na wyżyny zachwytu. Kamienice odznaczały się prawdziwym bogactwem detali. Niektóre falowały w secesyjnym stylu, inne urzekały kolonialnymi okiennicami, a jeszcze inne przywodziły na myśl gotyckie świątynie. Aby dokładnie zbadać fasadę choćby jednej z nich potrzeba dużo czasu. Oto historia trzech kamienic, które najbardziej wyryły się w mojej pamięci.

Casa Comalat

Wyrosła na mojej drodze podczas spaceru w dzielnicy Eixample. Najpierw zza drzew wyłoniła się zielona dachówka przypominająca smoczą łuskę. Zaraz za nią pierwsze falujące okno i całe szaleństwo spirali oraz obłych kształtów. Całość wyglądała niczym zatopiony piracki statek, do którego na stałe przylgnęły morskie żyjątka. Jednak wielki finał jeszcze nie nastąpił. Po otwarciu drzwi wylała się na mnie cała feria kolorowych pętli poprzetykanych barwnymi guzami. Kamienica powstała w hołdzie Antoniemu Gaudiemu. Zaprojektował ją Salvador Valeri i Pupurull. Prace budowlane trwały w latach 1909-1911.





Casa Amatller

Ta zachwycająca kolorami kamienica wyrosła przy jednej z najważniejszych barcelońskich arterii: Passeig de Gracia, tuż obok dzieła Antoniego Gaudiego - Casa Batlló. Budynek zaprojektował w 1900 roku kataloński architekt Josep Puiga i Cadafalch na zlecenie lokalnego producenta czekolady Antoniego Amatllera. Sam projekt miał zawierać elementy charakterystyczne dla gotyku oraz pałacu miejskiego. W efekcie mogłam podziwiać niezwykle zdobną fasadę zwieńczoną schodkowym szczytem w niebiesko-żółtych barwach. Łukowato zakończone okna są doskonałym uzupełnieniem dla dekoracji rzeźbiarskich. Po bliższej obserwacji można zauważyć: św. Jerzego walczącego ze smokiem, małpy oraz osły grające na instrumentach, tańczącego niedźwiedzia, a także portret właściciela z aparatem fotograficznym (prawdziwa ekstrawagancja jak na owe czasy). Co ciekawe do kamienicy prowadzą dwa wejścia. Jedno przeznaczone było dla mieszkańców, a drugim wjeżdżały powozy.


Casa de les Punxes

To prawdziwe zamczysko strzelające w niebo swoimi czerwonymi wieżami. Dom Kolców zaprojektował Josep Puiga i Cadafalch w 1905 roku. Zlecenie otrzymał od sióstr Terrades, które zapragnęły scalić swoje trzy nieruchomości w jeden budynek. Kamienica wykonana z czerwonej cegły przypomina średniowieczny zamek. Okna ujęte zostały w okrągło zakończone łuki, a zabudowane balkony zdobi drobny ornament roślinny. Miejscami czerwona fasada urozmaicona została dekoracyjnymi płytkami ceramicznymi przedstawiającymi sceny z katalońskich legend. Skąd wzięła się nazwa budynku? Otóż każda z sześciu wież zakończona jest długim szpicem. Mieszkańcy przezwali je kolcami.




Oto pozostałe barcelońskie cuda!











2 komentarze:

  1. Uwielbiam architekturę Barcelony. Mogłabym godzinami wędrować po tych uliczkach :)

    Pozdrawiam
    http://mojepodrozemaleiduze.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też! Zakochałam się w tym mieście zaraz po wyjściu z pociągu :)

    OdpowiedzUsuń